Wstajemy przed 6:00 rano i idziemy na śniadanie (przygotowane specjalnie dla nas o tak wczesnej porze). Na drogę dostajemy także zapakowane tosty z bananem! (pyszne) i schodzimy z bagażami do recepcji gdzie czekamy na taksówkę na lotnisko. Po drodze chwytamy ostatnie obrazy Birmy i odczuwamy smutek i żal. Wiemy, że nie ma drugiego takiego miejsca, że nawet jak tu wrócimy, może za kilka lat, będzie już inaczej, pewnie bardziej tłoczno. Zobaczyliśmy kawałek prawdziwej dawnej Azji, czuliśmy się jakby ten krótki przelot spowodował przeniesienie się w czasie. Krajobrazy niespotykane nigdzie indziej, tysiące pagód i świątyń, buddyzm przejawiający się na każdym kroku i w każdym geście Birmańczyka i ich życzliwość, ta niepewność przez chwilkę aby za moment przerodziła się w szczery uśmiech, ciekawość i otwartość... będziemy tęsknić.
W Bangkoku lądujemy około 10:00 rano. W informacji turystycznej na lotnisku dowiadujemy się, że mamy bezpośredni autobus do Trat (Koh Chang). Do dworca autobusowego jedziemy z lotniska darmowym autobusem shuttle bus i zaraz gdy wysiadamy kierowca wsadza nas do odjeżdżającego autobusu do Trat. Jedziemy 5 godzin w komfortowym autobusie, przez okno obserwujemy czyste ulice, markowe auta, nie ma sprzedawców ulicznych i już tęsknimy za Birmą. Nie czujemy w ogóle, że jesteśmy w Azji... Na dworcu w Trat podjeżdżamy pick upem do Ban Jaidee Guesthouse (200 baht za pok. bez łaz.). Jest czysto i spokojnie, a właścicielka jest bardzo miła. Głodni, kierujemy się od razu na nocny market, na którym rozpoczyna się uczta kulinarna. Serwowane są obierane na miejscu (w rękawiczkach i maskach!!!) różne owoce i warzywa, pierożki, kurczaki całe lub wyporcjowane lub w zestawie z ryżem i sałatką, ryby, szaszłyki, makarony z warzywami, słodycze. Wszystko przygotowywane jest na naszych oczach, świeże i smaczne. Podawane na jednorazówkach ze sztućcami, wystarczy usiąść przy stoliku, zjeść spokojnie i zastanowić się na co jeszcze mamy ochotę...
Nadal nie możemy przyzwyczaić się do tych widoków bardziej europejskich niż azjatyckich. Z pełnymi żołądkami wracamy już po ciemku do hotelu.
Rano jedziemy taksówką (100 baht) do jetty skąd o 8:00 rano odpływa prom na Koh Chang). Na miejscu okazuje się, że turystów na plażę rozwożą taksówki, w których musi się znaleźć 12 osób, chyba że zapłacimy 800 baht za całą taksówkę. Czekamy aż nazbiera się wystarczająca ilość osób co następuje dopiero około 12:00. Jedziemy na poleconą Lonely Planet. W centrum jest tak głośno, że nie słyszymy siebie nawzajem. Mieliśmy ochotę na spokojny wypoczynek i tu zatęskniliśmy znowu za Ngwe Saung gdzie można było nacieszyć się ciszą i spokojem. Domki w centrum kosztują od 300-500 bahtów. Idziemy szukać spokojniejszego miejsca na plaży. Znajdują się tu cztery ośrodki, najtańszy jest Siem Hut (480-520 baht) ale tu co wieczór odbywają się głośne imprezy, wybieramy Nature Beach (bambusowe chatki z wiatrakiem kosztują 500 baht/noc). Przy samej plaży jest restauracja i bar. Plaża jest dość wąska i krótka, zejście do wody łagodne i piaszczyste a woda czysta. Z wszystkich egzotycznych odwiedzonych przez nas plaż ta podoba nam się najmniej.
Rano jemy pyszne śniadanie przy samej plaży i idziemy zrelaksować się na obowiązkowym tajskim masażu do centrum (300 baht/os.). Rozkładamy się pod palmą na plaży i tak spędzamy resztę dnia (nie ma leżaków, małe parasole można wypożyczyć za 100 bahtów/dzień). Weiczorem idziemy do centrum na kolację i natrafiamy na pyszne, uliczne naleśniki (roti) z bananem lub mango z pysznym sosem waniliowym.
Po śniadaniu wypożyczamy w centrum skuter (automat 150 baht za dobę) i jedziemy na samo południe wyspy. Zatrzymujemy się na plaży Bang Bao, która jest o wiele spokojniejsza od naszej. Plaża jest czystsza i większa (ma ok. 300 m długości) od Lonely Planet, jest kilka ośrodków z bungalowami, są leżaki i parasole. Domki z wiatrakami kosztują 700 baht, a pokoje 500 baht.
Jakieś pięć minut jazdy skuterem jest małe centrum skąd odpływają łodzie na inne wyspy. Dojeżdżamy na sam koniec wyspy gdzie za szlabanem znajduje się Blue Lagoon Resort (www.grandlagoona.com). Za 50 baht za osobę możemy wjechać na teren ośrodka i korzystać z basenu i plaży przez cały dzień. Plaża jest cudowna, czysta i pusta z darmowymi leżakami. W ośrodku jest prawie pusto więc w końcu delektujemy się ciszą i spacerami.
W drodze powrotnej jedziemy na Klong Prao. Tu polecamy ośrodek Blue Lagoon ze szkołą gotowania. Ośrodek ma zakwaterowanie o różnym standardzie i w różnych cenach (domki od 600 baht, bungalowy-800 baht), Na plaży znajduje się basen i restauracja. Plaża jest wąska ale bardzo długa i czysta. Szkoła gotowania tajskiego (1200 baht za 4-lub 5-dniowy kurs).
Rano jedziemy skuterem do na plażę do Grand Lagoona.
U nas w ośrodku trwają przygotowania na wieczorną imprezę związaną z 25-leciem istnienia ośrodka . Wracamy dopiero późnym popołudniem i załapujemy się na pokazy sztucznych ogni i muzykę do 4:00 rano.
Poranek spędzamy na plaży, po 12:00 czekamy na zamówiony transport do Bangkoku (lotnisko), który za cenę 500 baht obejmuje odebranie z hotelu oraz prom. Na lotnisku jesteśmy dopiero około 20:00, okazuje się, że z dworca nie jedzie już bezpośredni autobus na Kao San Road (dwie przesiadki) więc wsiadamy do sky train (45 baht/os.) jedziemy do stacji Phaia Thai i stamtąd taksówką (75 baht) na Kaosan Rd. Do 24:00 szukamy wolnego pokoju, okazuje się, że wszystko jest zajęte i znalezienie przyzwoitego, czystego hotelu stanowi problem.
Kaosan Rd wprawiła nas w totalne osłupienie i zaskoczenie. Z naszymi wielkimi plecakami ledwo przebijaliśmy się przez liczny, zwariowany tłum. Muzyka nakładała się z kolejnych lokali, które próbowały pobić siebie wzajemnie ilością decybeli. Tajki tańczyły na stołach ku uciesze turystów oblegających liczne knajpy. Pomiędzy tłumem kursowali Tajowie ze swoimi przenośnymi wózkami, na których przygotowany był tajski makaron, ale również świeże soki a nawet gotowe, grillowane pieczone owady i robaki.
Kolejne dni spędzamy na zwiedzaniu Bangkoku. W niedzielę wybieramy się na słynny Chatuchak market odbywający się tylko w weekend gdzie kupić można wszystko od antyków, rzeźb, obrazów , sprzętu domowego, pamiątek, ubrań, butów po rzeczy z second handu.
Odwiedzamy obowiązkowy punkt Bangkoku Wielki Pałac ze świątynią szmaragdowego Buddy, Wat Pho z leżącym Buddą, fermę węży oraz kolorowy Flower Market.
Największe wrażenie robi na nas oceanarium Siam Ocean World -podwodny świat wciąga nas na kilka dobrych godzin (wstęp 900 baht/os.) podczas których podziwiamy różne gatunki ryb, krabów a w podwodnym , szklanym tunelu podziwiamy dosłownie przepływające obok nas rekiny i płaszczki.
Bangkok wydaje się zmieniać wieczorami w jeden, ogromny market. Rozstawiane stragany, głównie z ubraniami ciągną się wzdłuż wszystkich większych ulic miasta. W dzielnicy Pratunam znajdują się ogromne, luksusowe centra handlowe z firmowymi, drogimi sklepami.
China Town najlepiej zwiedzić wieczorem, gdy rozbłyskują liczne, kolorowe neony a na ulicach rozstawiane są stragany z tajskimi przysmakami.
Transport miejski w Bangkoku jest bardzo dobrze rozwinięty. Mamy do wyboru autobusy (klimatyzowane-droższe i nieklimatyzowane-tańsze), metro, tuk tuki, taksówki (tzw. taxi meter) oraz sky train.
Przed naszym wyjazdem miasto zaczęło przygotowywać się na tak ważne święto dla Tajów jak urodziny króla, który zajmuje szczególne miejsce w ich sercach a o ich szacunku i respekcie mówią liczne plakaty z podobiznami króla na każdej ulicy ze sloganem "long life the king". Miasto zdobione jest światełkami i girlandami a każde drzewo przystrajane kolorowymi storczykami.
Z restauracji polecamy "Ethos" (poleconą nam przez koleżankę). Wybór menu zaskakuje a potrawy zachwycają smakiem.
Rozkładane ozdoby świąteczne przypominają nam, że czas wracać do domu...
Copyright ©2024 Globtroterzy
Designed by Aeronstudio™