Po niezapomnianych, cudownych chwilach spędzonych w Azji przyszedł czas na poznanie kultury Bliskiego Wschodu dlatego tym razem Syria i Jordania (sierpień 2009)
Plan naszego trampingu:
Nadeszły nasze długo oczekiwane wakacje. Dziś wylatujemy. Jutro już będziemy w słonecznej Turcji. Jeszcze tylko ostatnie pakowanie i jak zwykle w pośpiechu dojazd na lotnisko.
Bilety na przelot Katowice - Antalya (990 zł/os w dwie strony w terminie 05-26.08.2009) kupiliśmy w biurze podróży Alfa Star, było to najkorzystniejsze rozwiązanie pod względem ceny.
W Antalyi planujemy przejazd autobusem do Antakii (Hatay) a stamtąd autobusem do Aleppo w Syrii.
Po wylądowaniu przestawiamy od razu nasze zegarki o godzinę do przodu i kupujemy na lotnisku wizę turecką wielokrotnego wjazdu (20$/os.).
Chcemy jak najszybciej dotrzeć na dworzec i tu zaczynają się problemy. Pytamy skąd odjeżdża autobus ale wszyscy twierdzą, ze nie ma autobusu - zostaje tylko taxi. Idziemy na postój taxi a kierowca informuje nas, że dojazd do dworca kosztuje 50$!.
Szukamy autobusu...
Chodzimy, pytamy nikt nie wie skąd odjeżdża autobus i tak mija nam 1,5 godz.
Zauważamy, że w hali odlotów otwarto informację turystyczną, prosimy ochronę przy wejściu żeby pozwolono nam wejść na teren terminalu- udało się. W informacji zostaliśmy poinstruowani, że trzeba podejść ok. 15 minut główną drogą w stronę Terminala 2 i stamtąd ma odjeżdżać autobus na Otogar czyli na dworzec. Uff... W końcu jakaś konkretna informacja. Wychodzimy z lotniska w stronę głównej drogi i idziemy w prawo w kierunku Terminala 2.
Upał jest coraz większy i po 10 minutach drogi zaczynamy żartować, że trzeba było wykupić wycieczkę i właśnie taplać się w morzu a nie ociekać potem pod ciężarem plecaków na ruchliwej autostradzie.
Idziemy dalej, po kolejnych 5 minutach przechodzimy na drugą stronę ulicy a z naprzeciwka widzimy autobus. Rzucamy się biegiem za autobusem. Na szczęście się zatrzymał i na szczęście jedzie na Otogar. Płacimy 3$/2 os. Jedziemy rozmawiając z miejscowymi, którzy dziwią się dlaczego nie zostajemy w Turcji tylko jedziemy do Syrii. I tak po godzinie dojeżdżamy na dworzec.
Po prawej stronie znajduje się SEHIRLERARASI TERMINAL a w środku biura firm transportowych. Od razu pytamy o pierwszy autobus do Hatay (inaczej Antakia - przy granicy z Syrią). Niestety pierwszy jest dopiero o 17:00. Wybieramy firmę METRO i kupujemy bilety (75$/2 os.).
Na dworcu w przechowalni zostawiamy nasze bagaże (5 YTL) i jedziemy na plażę Konyaalti zorientować się jak wygląda sprawa z noclegami (powrót do Antalyi planujemy 2, 3 dni przed wylotem, żeby na pewno zdążyć na samolot. Będzie to również okazja do krótkiego odpoczynku nad morzem przed powrotem do pracy).
Wsiadamy do autobusu miejskiego nr 91 i po 40 min. jesteśmy na miejscu. Upał coraz większy, plaża piękna (leżaki płatne), morze czyste a nasze kostiumy kąpielowe leżą na dnie plecaków w przechowalni bagażu.
Najtańszy pokój kosztuje 60 YTL - trochę drogo, zobaczymy...
Ok. 15-stej wracamy na dworzec. Przed 17-stą podjeżdża nasz autobus, ładujemy bagaże i jedziemy. Tureckie autobusy są luksusowe, z klimatyzacją a podczas podróży podawane są zimne napoje, kawa, herbata. Po kilkunastu godzinach podróży na jednym z postojów wysiadamy i patrzymy na nasze opuchnięte stopy, uśmiechamy się do siebie - to znak, że zaczęła się nasza kolejna podróż.
Informacje:
- wiza turecka wielokrotna (na lotnisku) : 20$/os.
- rozkład jazdy autobusu Antalya dworzec - lotnisko- dworzec: (autobus nr 202)
otogar-lotnisko: (autobus nr 202)
7:00, 9:00, 11:00, 13:00, 15:00, 17:00, 19:00, 21:00 (ostatni autobus)
lotnisko-otogar: (autobus nr 202)
6:00, 8:00, 10:00, 12:00, 14:00, 16:00, 18:00, 20:00, 22:00 (ostatni autobus)
autobus z lotniska na dworzec jedzie 1 godz.
-autobus dworzec - Konyaalti plaża :autobusy nr 91 i 92
-autobus dworzec - Kaleci: autobusy nr 93 i 94
-godz. odjazdów autobusów Antalya-Hatay (Antakia): f. Metro: 17:00, 19:00 (71$/2os.)
Przykładowe ceny:
brzoskwinia 1 YTL szt.
winogrona 5 YTL kg
woda mineralna 1,5 YTL/1,5l
herbata 0,75 YTL
Droga minęła nam dość szybko, nawet udało nam się trochę przespać. Budzimy się przed Antakią. Po przyjeździe kierowca porywa żwawo nasze plecaki z bagażnika i szybkim tempem wchodzi na dworzec do biura przewoźnika SEN i prosi o dwa bilety dla nas do Aleppo. Jesteśmy tak zaskoczeni i zdezorientowani tą "akcją", że nawet nie zdążyliśmy zaprotestować jak dwa bilety leżą przed nami. Jest 7:00 rano, autobus do Aleppo ma odjeżdżać o 8:30. Okazuje się, że z innej firmy jedzie już o 8:00.
Trudno... poczekamy chociaż chcieliśmy być jak najszybciej w Aleppo.
Czas minął nam bardzo szybko i już jesteśmy w autobusie do Syrii, oprócz nas jest tylko jeszcze 3 turystów i autobus pawie pusty.
Dojeżdżamy do granicy. Zauważamy pierwsze plakaty Prezydenta Syrii - dyktatora Baszara Al.- Assadiego (wcześniej przez 29 lat Prezydentem był jego ojciec). Chodzimy do poszczególnych budek i okienek, sprawdzają nam wizy, wypełniamy ankietę na rozłożonym stoliczku prawie na środku drogi, jeszcze przeszukanie autobusu łącznie z wyciągnięciem na zewnątrz wszystkich bagaży i jedziemy dalej. Po kilku minutach kolejna kontrola i jesteśmy w Syrii.
Nareszcie! Pustynne krajobrazy przewijają nam się za oknem autobusu.
Do Aleppo dojeżdżamy ok.12:00, na dworcu zostajemy otoczeni przez kilka osób proponujących nam noclegi. Z dworca jest ok. 5 minut spacerkiem do dzielnicy z tanimi hotelami. Wybieramy Flowers Hotel, niestety nie mają wolnych miejsc, trafiamy do Hotelu Najem Akhdar i tu zostajemy na noc (pok.700 SYP) Właściciel hotelu jest przemiły i sympatyczny, oferuje nam swoją pomoc w każdej sytuacji. Bierzemy szybki prysznic i ruszamy zobaczyć miasto.
Punktem orientacyjnym jest wieża zegarowa.
Wąskimi, krętymi uliczkami docieramy do meczetu i do cytadeli, skąd roztacza się przepiękny widok na całe miasto. Upał straszny, szukamy cienia żeby przez chwilkę odpocząć.
Wracamy głównym bazarem, który prowadzi do cytadeli. Tu można kupić wszystko od ubrań, pamiątek, przypraw, jedzenia, biżuterii...W powietrzu unosi się charakterystyczna mieszanka zapachu perfum, mydeł, jedzenia oraz przypraw z przeważającą nutą kardamonu. Obok wieży zegarowej dostrzegamy małą knajpkę z jedzeniem, w której panuje duży ruch, co chwilę ktoś wychodzi, wchodzi. Idziemy zobaczyć i od razu decydujemy się na miejscowe specjały. Do wyboru kofta, pieczone bakłażany i inne smakołyki podawane z ryżem lub kaszą obowiązkowo z sałatką i z czymś w rodzaju przystawki, gdzie na talerzu znajdują się liście mięty, rzodkiewka, chili, i ogórki. Do tego herbata ze świeżymi listkami mięty. Pyszności, w dodatku za całość zapłaciliśmy 150 SYP/2 os.
Szukamy od dłuższego czasu informacji o Latakii i postanawiamy sami sprawdzić czy warto pojechać i spędzić trochę czasu nad Morzem Śródziemnym.
Wieczorem idziemy na dworzec kolejowy i pytamy o pociągi do Latakii. Na dwa expresy o 4:00 i 6:00 rano nie ma już miejsc (zapomnieliśmy, że jutro jest piątek-dzień wolny w Syrii, tak jak u nas niedziela). Kupujemy bilety na pociąg zwykły o 6:46 (bilet normalny-50 SYP, ulgowy 30 SYP, klasa 2).
W drodze powrotnej wstępujemy do parku, w takt muzyki i kolorowych świateł tryskają i "tańczą" fontanny. Naprawdę warto to zobaczyć.
Późnym wieczorem wracamy do hotelu.
Informacje:
Przelicznik walut:
Syria: 1$=50 SYP
Jordania: 1$=0,75 JD
-dniem wolnym w Syrii i Jordanii jest piątek - czasem zamknięte są niektóre sklepy, trudniej o połączenia szczególnie minibusów.
-pociągi z Aleppo do Latakii, o 4:00 expres (2,5 godz.),
6:00 expres (2,5 godz.)
6:46 pociąg normalny, na miejscu jest o 10:50.
Przykładowe ceny:
1$=50 SYP
nocleg w Hotelu Najem Akhdar: 700 SYP/pokój
falafel 20 SYP (smażone kulki z ciecierzycy w chlebku pita z pomidorami, ogórkami i innymi dodatkami)
woda mineralna 1,5l - 25 SYP
melon 50 SYP
wstęp cytadela: 150 SYP bilet normalny, 10 SYP bilet ulgowy (studenci)
cola 25 SYP
Pobudka o 5 rano, pakowanie i taksówka na dworzec kolejowy (30SYP) na pociąg do Latakii.
Pociąg jest pełny, na biletach mamy napisane swoje miejsca ale po arabsku więc siadamy na pierwszych wolnych miejscach. W czasie drogi jesteśmy częstowani ciasteczkami, batonikami, gumami do żucia a za oknami mijają nam piękne, górzyste krajobrazy.
O 10:50 jesteśmy na miejscu. Z pociągu wysiadają tłumu. Postanawiamy, że jedziemy do Wadi Quandil - zachwalane prze Lonely Planet i na czytanych wcześniej forach.
(Wychodząc z dworca kolejowego i idąc w prawo dojdzie się do stacji minibusów, za stacją minibusów jest dworzec autobusowy).
Minibusy do Wadi Quandil odjeżdżają z dworca koło stadionu oddalonego kilka km od dworca kolejowego. Wsiadamy to taksówki (50SYP) i dojeżdżamy do dworca i czekamy ok. 15 min. aż minibus będzie pełny.
Jedziemy ok. 30 minut ( 45 SYP za os.), wysiadamy i widzimy plażę z czarnym żwirko-piaskiem, zaśmiecona, brudna, w dodatku za pokój (który jest w remoncie i bez okien ) chcą 1500 SYP. Patrzymy na siebie i korzystamy z faktu ze nasz busik jeszcze nie odjechał (następny jest dopiero o 16:00) wskakujemy i wracamy z powrotem do dworca, potem na dworzec autobusowy (taxi) i decydujemy się jechać do Hamy jeszcze dzisiaj. Odpuszczamy plażowanie w tym mało uroczym miejscu.
(W Latakii można iść na plażę jednego z luksusowych hoteli i tam korzystać z czystej plaży, leżaków, prysznicy. Wstęp: 15$/os.).
My zostawiamy sobie Morze Śródziemne na inny raz.
Na dworcu kupujemy bilet do Hamy (160SYP/os.) i idziemy zjeść standardowo falafela tym razem z kurczakiem.
Autobus jedzie bardzo długo, w sumie ok. 4 godzin w dodatku okrężną drogą przez Homs.
.JDo Hamy dojeżdżamy pod wieczór i zostajemy w hotelu Cairo (pokój 900 SYP). Okazuje się ,że spotykamy tu wielu Polaków
Wieczorem idziemy zobaczyć słynne nurie, których charakterystyczne skrzypienie słychać
z daleka. Kluczymy pomiędzy wąskimi uliczkami miasta i wspinamy się na cytadelę. Tam przy herbacie z miętą podziwiamy bajeczny widok na miasto z oświetlonymi na zielono meczetami. Przed powrotem do hotelu jemy falafela po meksykańsku w knajpce White Cat, jednego z lepszych jakiego mieliśmy okazję spróbować. Wracamy do hotelu jak zwykle późno po całym dniu jazdy i zwiedzania i momentalnie zasypiamy.
Informacje:
Z Latakii do Hamy jeżdżą autobusy z firmy Alahliah
Przykładowe ceny:
bilet na autobus Latakia-Hama 160 SYP/os.
bilet na pociąg normalny Aleppo- Latakia: 50 SYP, 30 SYP-bilet ulgowy
hotel Cairo: 900 SYP/pokój
woda 25 SYP
herbata 25 SYP
2 banany 30 SYP
W nocy ok. 4 nad ranem wyrywamy się z łóżek zastanawiając się co się dzieje. To głos muzeina dobiegający z meczetu za naszym oknem wzywający wiernych do modlitwy. Czujemy ze jesteśmy w Syrii...:-) i choć słyszeliśmy już to w innych krajach to tu jest inaczej.
Wczesnym rankiem jedziemy do Apamea, najpierw taxówką na dworzec, dalej minibusem do Suqeilibiyya i jeszcze jedna przesiadka do Apamea
Wysiadamy na skrzyżowaniu i kierowca pokazuje nam, że musimy iść do góry. Idziemy, upał straszny, po drodze jesteśmy zachęcani do zakupu figurek i inny rzeczy podobno znalezionych w ruinach. Docieramy na miejsce. Nikogo nie ma, po lewej stronie stoi budka a obok ławeczka na której siedzi pan i sprzedaje bilety. Jest 9:00 rano i totalny spokój i cisza, żadnych turystów, nikogo. Włóczymy się między kolumnami podziwiając starożytne ruiny.
Naprawdę warto tu przyjechać, ruiny są bardzo dobrze zachowane a klimat tego uroczego miejsca wyjątkowy.
Wracając czekamy parę minut na skrzyżowaniu i od razu podjeżdża minibus do... (w piątki mogą być problemy z połączeniami!), znowu przesiadka i jesteśmy na dworcu w Hamie.
Jest wcześnie więc postanawiamy, że jedziemy do Sorouj zobaczyć domy ule. Pytamy wszystkich kierowców ale nikt nie wie o co chodzi. Wychodzimy na główną ulicę i kierujemy się w stronę centrum wchodząc do kilku biur ale albo nas nikt nie rozumie albo nie wie o co chodzi i tak dochodzimy do naszego hotelu. Pytamy w recepcji i okazuje się , że trzeba jechać z innego dworca, najpierw minibusem do Chambry a potem przesiąść się do kolejnego minibusa już do Sorouj.
Jedziemy taksówką na dworzec tam wsiadamy do minibusa do Chambry. W busiku jeden pan próbuje nam wytłumaczyć po angielsku i na migi jak dotrzeć do Sorouj . Jak zadaję jakieś pytania to nie odpowiada, w końcu pytam czy mówi po angielsku odpowiada że NIE, wszyscy zaczynają się śmiać i robi się jakoś wesoło. Ten sam pan chyba próbował się zreflektować bo wyciąga w końcu telefon komórkowy i pokazuje mi mapkę i miejscowości po arabsku!!! pyta czy mam telefon z bluetooth bo chce nam to wysłać żebyśmy się nie zgubili. Nie korzystamy:-) ale dziękujemy bardzo za pomoc.
Po 40 minutach jazdy przez totalne pustkowia docieramy do Chambry. W Chambrze ktoś pokazuje nam małą ciężarówkę która zaraz jedzie do Sorouj. Wsiadamy, kierowca berze po drodze jakiegoś pasażera, potem wysadza go i jedziemy sami. Pytamy o domy ule ale nie wie o co nam chodzi i nie mówi w ogóle po angielsku. W końcu sami je dostrzegamy
i prosimy żeby się zatrzymał i nas wysadził. My zwiedzamy, oglądamy, on na nas czeka. Okazuje się że jesteśmy jego jedynymi klientami, co kosztowało nas 150 SYP. Znowu wracamy z nim do Chambry i czekamy aż minibus do Hamy będzie pełny.
Wieczór włóczymy się po Hamie, oglądamy jeszcze raz nurie, w White Cat zatrzymujemy się na falafela, potem na herbacie i wracamy do hotelu. Dziś śpimy na dachu (250 SYP/os.).
Tak jak poprzedniego dnia budzimy się ok. 4 nad ranem wsłuchując się w hipnotyzujące nawoływanie do modlitwy z meczetu.
Przykładowe ceny:
taksówka z hotelu Cairo na dworzec 30 SYP
wstęp Afamia 150 SYP bilet normalny, 10 SYP ulgowy
woda 25 SYP
bułki 10 SYP
bus Hama-Hamra 30 SYP/os
hotel Cairo nocleg na dachu 200 SYP/os.
mini pizza 10SYP
falafel 60 SYP
herbata 10 SYP
Pobudka o 5 rano, taksówka na dworzec i o 6:15 jedziemy autobusem do Damaszku. Autobusy są wygodne, klimatyzowane, podczas drogi podawana jest woda. W Damaszku jesteśmy o 9:05 na Harasta Garage (dworzec).
Chcemy dojechać do Sharia Bahsa gdzie znajdują się tanie hotele. Spotykamy dwóch młodych Syryjczyków którzy jadą w tą samą stronę co my. Mieszkają w Hamie ale studiują w Damaszku. Pierwszy raz ktoś wypowiedział się na temat prezydenta/dyktatora rządzącego w Syrii. Dowiadujemy się jak wyglądają wybory: w miejscu czy głosuje się na obecnego prezydenta trzeba wpisać że tak, jak wpisze się nie to i tak jest to potem zmieniane na tak. Dostajemy też instrukcje co koniecznie musimy zobaczyć w Damaszku i docieramy z nimi do dzielnicy Sharia Bahsa.
Zarówno w al.-Rabie jak i Al.-Saada nie ma wolnych miejsc, dopiero w Ghazal Hotel właściciel godzi się przenocować nas na dachu. Tego dnia nasze żołądki odmawiają nam posłuszeństwa więc dopiero po krótkim odpoczynku i 3 herbatach z listkami mięty udajemy się pozwiedzać. Idziemy najpierw do meczetu. Panująca tutaj niesamowita atmosfera wciągnęła nas na trochę.
Damaszek jest dla nas perełką Syrii. Od razu nas zafascynował swoim magicznym klimatem przez co czujemy się tu trochę jak w naszej utęsknionej Kalkucie w Indiach. Wydaje się, ze można tu spędzić całe tygodnie. Atmosfera tego miasta wciąga i odkrywa powoli cały swój urok.
I zawsze to miasto będzie nam się kojarzyło z krytymi bazarami, na których unosił się zapach palonych fajek pomieszany z zapachem przypraw, obowiązkowymi słynnymi przepysznymi, rozpływającymi się w ustach lodami obtoczonymi przed podaniem w orzeszkach pistacjowych w Bakdash Cafe, i najsmaczniejszymi mini pizzami jakie kiedykolwiek jadłam wypiekanymi w piecu (koło placu Bab Touma).
Całe popołudnie włóczymy się po uliczkach starego miasta chłonąc wszystkie obrazy i zapachy.
Informacje:
W Damaszku jest kilka dworców, każdy w innej części miasta:
Al-Samariyeh Garage - stąd jedzie się do Jordanii. Idąc z hotelu Ghazal do głównej ulicy po prawej stronie jest przystanek autobusowy, stąd jeżdżą busiki na ten dworzec.
Z Harastra Garage jedzie bus do Palmyry.
-pierwszy autobus do Damaszku z Hamy jest o 6:15 - 9:05
Przykładowe ceny:
herbata z miętą 50SYP
hotel Ghazal nocleg na dachu: 300 SYP/os. www.ghazalhotel.com
wstęp do meczetu Umajjadów: 50 SYP/os
mini pizza (najlepsza na Bab Toma) 20 SYP
cola 15 SYP
woda 25 SYP
Wcześnie rano jedziemy taksówką (50SYP) na Maalula Garage (Alzablatani Stadion) a stamtąd minibusem do Maalula.
W Maaluli znajduje się klasztor Św. Tekli a całe miasto położone jest na wzgórzach.
Wąwozem można dojść do klasztoru i kościoła św. Sergiusza z przepięknymi ikonami (można skosztować lokalnego czerwonego wina).
Maalula jedno z nielicznych miejsc na świecie w którym zachował się w użyciu codziennym język armejski.
Polecamy to miejsce- jest wyjątkowe i piękne.
Wracamy ok. 13 -stej do Damaszku i całe popołudnie spacerujemy się po starym mieście i dzielnicy chrześcijańskiej. Ciężko się stąd wyjeżdża...
Przykładowe ceny:
taxi z hotelu na Maalula Garage: 50 SYP
bus do Maalula: 40 SYP/os.
mini pizza 15 SYP
cola 15 SYP
lody z pistacjami w Bakdash Cafe:50 SYP/porcja
Wstajemy już o 5 rano żeby jak najwcześniej być na dworcu. Podobno pierwszy autobus do Ammanu jedzie o 7 rano (tak przekazał nam właściciel hotelu.) Wychodzimy z hotelu w stronę głównej drogi i po prawej stronie jest postój busików, jedziemy na Alsomariah Stadion.
Przed 6:00 jesteśmy już na dworcu i czekamy aż otworzą biuro żeby kupić bilety. Okazuje się ze pierwszy autobus o godz. 8:30 jest już pełny, a następny jest dopiero o 14:00.
Nie chcemy czekać. W międzyczasie na dworzec przychodzi chłopak z dziewczyną, para z Rosji, którzy również chcą się dostać do Ammanu więc bierzemy razem taksówkę (tzw share taxi które jeżdżą praktycznie cały czas jak zbierze się komplet pasażerów - 4 os.).
Cena wyjściowa to 700SYP/1os., ale udaje nam się wytargować do 650 SYP/1os. Wyjeżdżamy o 8:00 rano.
Na granicy znowu formalności, ale wszystko idzie dość sprawnie, kupujemy wizę jordańską 10JD/1 os. (płatne w dinarach jordańskich, na granicy można wymienić pieniądze w kantorze), oraz płacimy za wyjazd z Syrii 500 SYP/1os. Kierowca w tym czasie kupuje papierosy w sklepie duty free i upycha je po aucie i w skarpetkach, twierdzi, że jest taniej. O 11:00 wjeżdżamy do Jordanii, do Ammanu pozostało nam 86 km.
Ok. 12:30 dojeżdżamy do Abdali Bus Station w Ammanie.
Dworzec Wahadat Bus Station z którego odjeżdżają autobusy do Petry jest ok. 14 km stąd a taksówkarze chcą astronomiczne sumy za dojazd. W końcu zatrzymuje się jakiś prywatny minibusik i podrzuca nas za 3JD/2os!! bezpośrednio na Wahadat Bus Station. Po drodze mnóstwo pytań skąd jesteśmy czy mamy dzieci, obowiązkowo zdjęcia komórką i otrzymaliśmy telefon jakbyśmy jeszcze potrzebowali pomocy, bardzo sympatycznie. Po 20 min jazdy dojeżdżamy na dworzec. Czekamy na busika do Petry, skupujemy falafele bo od rana jakoś zapomnieliśmy zjeść i czekamy. O 14:00 nagle podjeżdża busik i ktoś krzyczy, że mamy się pchać, nie pchaliśmy się ale dla turysty z Japonii już zabrakło miejsca. W jednej ręce plecak w drugiej falafel, małe zamieszanie i udało nam się zająć dwa ostatnie miejsca i zabarykadować wejście naszymi plecakami:-).
Dojeżdżamy do Petry późnym popołudniem i wychodzimy z busa z innymi turystami którzy pytają czy mamy rezerwację w hotelu. Rezerwacji nie mamy, namawiają nas żebyśmy poszli z nimi do hotelu Valentine Inn, tym bardziej, że ktoś z tego hotelu przyjechał po nich na dworzec. No to jedziemy. W hotelu są jeszcze wolne pokoje (20JD/pok.2 osobowy), trochę drogo ale w innych hotelach ceny są podobne. Zostajemy. Właścicielka przekonuje nas do wykupienia kolacji za 4 JD/os z tradycyjnymi, jordańskimi potrawami mówiąc, że za tą cenę nie znajdziemy nic innego na mieście. Przekonamy się sami.
Już po wjeździe do Jordanii widać, że tu jest trochę inaczej , więcej zieleni, trochę czyściej, dużo drożej. Ale uśmiech ludzi ten sam. Wiemy tez że nasz budżet dzienny zostanie mocno nadszarpnięty ale na pewno warto!!!. Pieniędzmi nie przeliczymy doznanych wrażeń, zachwytów, wzruszeń. Nie czas na budżetowanie, teraz Jordania!!! Ale .Jbankomat odwiedzić musimy od razu
Wybraliśmy z bankomatu 100 JD (dinar jordański jest droższy od dolara!!!) i więcej się nie dało. Spróbujemy jutro. Wchodzimy przy okazji do kilku miejscowych knajpek i stwierdzamy, że zaproponowana kolacja w hotelu jest tania. Na mieście sama sałatka kosztuje 2,5 JD a pełniejsze dania są po 5 JD.
Wieczorem przekonujemy się że kolacja warta jest swojej ceny, serwowana w formie stołu szwedzkiego z typowymi jordańskimi potrawami mięsnymi (z kurczakiem) i warzywnymi oraz dwie zupy.
Posiłki są przepyszne i jest ich tyle, że nie udaje nam się skosztować nawet połowy dań.
Jutro wybieramy się pozwiedzać miasto Nabatejczyków. Już nie możemy się doczekać.
Informacje:
Autobusy Damaszek-Amman z dworca Alsomariah Stadion.: 8:30 i 14:30 - 500SYP/os, 15:30 i 17:30 - 700 SYP/os
najlepiej rezerwować wcześniej, na pierwszy autobus o 7 rano w tym samym dniu może nie być m-c wolnych
Przykładowe ceny:
1$=0,75 JD
wiza jordańska:10 JD/os.
opłata wyjazdowa z Syrii: 500 SYP/os.
mini bus z hotelu do Alsomariah Stadion: 20 SYP/os
woda 25 SYP
2 banany: 15 SYP
share taxi Damaszek-Amman 600 SYP/os.
autobus do Petry 5 JD/os
nocleg hotel Valentine Inn 20 JD/pokój
śniadanie 2,5 JD/os.
kolacja w formie stołu szwedzkiego w hotelu: 4 JD/os
Po śniadaniu ok. 7:00 rano jedziemy do Petry (transport zapewnia hotel). Kupujemy bilet na jednodniowe zwiedzanie (21JD/os.)
Petra zachwyciła nas od razu, szczególnie słynny skarbiec (el-Kasne) wyłaniający się nagle z wąwozu As-Sik, to trzeba zobaczyć na własne oczy (zapraszamy również do galerii).
Zwiedzając starozytne miasto warto zabrać coś do jedzenia - tu jest drogo, woda kosztuje 2 JD (normalnie 0,5JD) ale i tak nie sposób zaopatrzyć się w nią na zapas bo po chwili jest już ciepła, prosperują 2 restauracje (nie pasujące w ogóle do tego krajobrazu, kelnerzy chodzą w białych koszulach i muszkach) w których posiłek kosztuje 10JD/1 os (stół szwedzki).
Popołudniu upał doskwiera jeszcze bardziej a nagrzane skały oddają teraz ciepło. Ręce i buzie mamy spieczone. Ok. 18 wykończeni upałem wracamy do hotelu i kierujemy się ponownie do bankomatu. Znowu nie możemy wybrać pieniędzy ani z karty Maestro ani z Visa Electron. Dobrze że zostały nam jeszcze dolary-wymieniamy je i wracamy do hotelu. Decydujemy się na wycieczkę na pustynie Wadi Rum, spodziewaliśmy się niższej ceny ale idziemy popytać w innych hotelach i cena jest taka sama 35JD/1 os.
Przykładowe ceny:
bilet 1 dniowy wstępu do Petry: 21 JD/os.
bilet 2 dniowy wstępu do Petry: 26 JD/os.
woda w Petrze 2 JD/1,5 l
woda w sklepie na mieście 0,5 JD/1,5 l
wycieczka z noclegiem na Wadi Rum 35 JD/os.
Rano został podstawiony pod hotel autobus do Wadi Rum (dodatkowo płatne 5 JD/os.) Przez szybę oglądamy ostatni raz skalny krajobraz Petry przy blasku wschodzącego słońca.
Dojeżdżamy na pustynię i wjeżdżamy przez Tourist Center do biura Zedana. Tam czeka na nas powitalna herbata, dostajemy mapki z atrakcjami pustyni i chwila czasu na przepakowanie plecaków. Mamy wziąć tylko to co jest nam potrzebne a duże plecaki zostają do jutra w biurze. Jeszcze zakupy w sklepie (obiad we własnym zakresie na pustyni) i jedziemy (6 os.) otwartym jeepem po czerwonych piaskach Wadi Rum. Pustynia jest uważana za jedną z najpiękniejszych na świecie ze względu na cudowny krajobraz z różnorodnymi formami skalnymi. Nie da się zaprzeczyć, jest pięknie, czerwony piasek, majestatyczne ogromne skały, wielkie wydmy, błękitne niebo, dzikie wielbłądy...
Zachód i wschód słońca jest cudownym spektaklem zmieniających się barw, a nocy spędzonej pod gołym niebem ze spadającymi gwiazdami nie zapomnimy do końca życia.
Po kilku godzinach jazdy jeepem po słynnych atrakcjach pustyni (m.in. źródło Lawrence'a, inskrypcje skalne, czerwone wydmy) zatrzymujemy się na lunch i odpoczynek w cieniu skał. W drodze do obozu, gdzie mamy spędzić noc, kierowca spełnia każde nasze życzenie zatrzymując się w ciekawych wypatrzonym przez całą grupkę miejscach, a jest ich sporo to wielkie wydmy z których każdy skacze do piasku, to skałki na których można się troszkę powspinać.
Popołudniu dojeżdżamy do obozu i mamy czas na spacery i odpoczynek. Wieczorem dojeżdżają inne osoby (ok. 20) i serwowana jest tradycyjna kolacja.
Reszta wieczoru mija nam na rozmowach z poznaną grupką czterech Polaków przy kolejnych czajniczkach herbaty z tajemniczymi, aromatycznymi przyprawami.
Informacje
Ceny w Visitors Center na pustyni Wadi Rum
- jeep 4 x 4:
4 godz. : 67 JD +25 JD (nocleg na pustyni)
5 godz. : 75 JD +25 JD (nocleg na pustyni)
8 godz.: 80 JD + 25 JD (nocleg na pustyni)
- camel safari:
0,5 godz. : 4 JD +25 JD (nocleg na pustyni)
2 godz. :10 JD +25 JD (nocleg na pustyni)
4 godz. :20 JD +25 JD (nocleg na pustyni)
5 godz. :30 JD +25 JD (nocleg na pustyni)
Przykładowe ceny:
Bus z Petry (z hotelu) na Wadi Rum 5 JD/os.
Rano pobudka na wschód słońca, śniadanie i wracamy do biura Zedana.
Dzisiaj chcemy wrócić do Ammanu i zwiedzić Jerash
Rezygnujemy z drogiego autobusu (w dodatku kierowca był niemiły) i w szóstkę na stopa dojeżdżamy do Visitors Center przy wjeździe na pustynie a potem kolejnym stopem (mała ciężarówka) do Desert Highway gdzie łapiemy stopa do Ammanu a nasi poznani znajomi do Aquaby. Jeszcze dobrze nie zdążyłam założyć plecaka jak zatrzymuje nam się auto z dwoma Jordańczykami i ich dziadkiem:-). Do Ammanu mamy ok. 4 godzin jazdy. Droga mija nam szybko na rozmowach o Polsce i Jordanii:-). Mohammed mówi dobrze po angielsku (jego brat praktycznie wcale) wiec z porozumiewaniem się nie było problemu. Mahomed proponuje że podrzuci nas do Jerash bo ich dom jest niedaleko. Przed Ammanem dziadek mówi, że najpierw musimy przyjść na obiad potem dopiero możemy jechać dalej. Korzystamy z zaproszenia i spędzamy miło czas . Oczywiście przychodzi cała rodzinka a na końcu musieliśmy zrobić sobie zdjęcie z każdym z nich. Jest wesoło i sympatycznie. Mohammed z bratem odwożą nas do Jerash, kupują nam bilety i wchodzą razem z nami. Twierdzą że sprawi im to przyjemność a my jesteśmy ich gośćmi w Jordanii. Jest to naprawdę miłe. Jesteśmy kolejny raz zaskoczeni otwartością i gościnnością podobnie jak w Syrii. Razem zwiedzamy a wieczorem zostajemy odwiezieni do hotelu Abbassi Palace Hotel w Ammanie. Hotel ten poleciła nam Ewa z Polski która mieszka w Jordanii:-)
Jeszcze w Petrze gdy pytaliśmy o wycieczki na pustynie weszliśmy do hotelu Kleopatra. Tam chłopak który był w recepcji spytał skąd jesteśmy powiedzieliśmy mu że z Polski wiec on stwierdził że ma znajomą z Polski i wykręcił nam do niej numer. To była Ewa. Poleciła nam wtedy ten hotel (kiedyś w nim pracowała).
Mahommed pyta jakie mamy plany na jutro. Przemek bardzo chce jechać nad morze Martwe, więc nasi nowi jordańscy znajomi mówią ze chętnie się z nami wybiorą bo zaprasza ich już znajomy długi czas a im nigdy nie udało się tam dotrzeć. Umawiamy się na następny dzień na 9 rano. Hotel jest naprawdę bardzo fajny, czysty i chyba jeden z tańszym w Ammanie a właścicielka bardzo sympatyczna. W dodatku zapamięta nas jeszcze długo bo przez chwilkę zagubiły się nasze paszporty w recepcji tzn. zostały przykryte rachunkiem i wszyscy przeżyliśmy chwilę grozy zarówno my jak i właścicielka. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.
Przykładowe ceny:
nocleg ze śniadaniem hotel Abbasi Palace 10JD/pokój Down Town, mob. 962 788 242651
wstęp do Jerash: 8JD/os
W nocy zaczęłam mieć problemy z żołądkiem i najchętniej zostałabym dzisiaj w łóżku ale jakoś udaje mi się pozbierać, tym bardziej ze Mahommet dzwoni że utknęli w korkach i dojadą na 10:00. Wykorzystuje jeszcze godzinkę na odpoczynek.
Jedziemy ok. 1 godz. samochodem i dojeżdżamy do Dead Sea Spa Hotel. Wejście kosztuje 15 JD/os.
Możemy korzystać z basenów i z leżaków nad morzem i obkładać się pielęgnacyjnym błotem z morza.
Upał jest straszny. O godzinie 12:00 woda w basenach jest już ciepła ale jeszcze da się wykapać, woda w morzu jest jak zupa. O godz. 14:00 nawet w basenach jest już ciepła woda a z prysznicy leci wrzątek. Czujemy się jak w kotle.
Ale kąpiel w morzu jest nie lada atrakcją.
Popołudniu mamy już dość tego upału, jeszcze idziemy do hotelu poznać kolegę naszych znajomych:-) i ok. 17:00 jedziemy na górę Nebo. Po drodze zatrzymujemy się przy stadku wielbłądów, którymi opiekuje się młoda dziewczyna ze swoją siostrą. Śpią w prowizorycznie ustawionych chatkach a całym ich majątkiem są wielbłądy. Gdy dojeżdżamy na sam szczyt góry zamknięty jest już klasztor ale przepiękny zachód słońca rekompensuje nam wszystko. To nasz ostatni dzień w Jordanii. Będziemy tęsknić...
Info:
całodzienny wstęp w Hotelu Dead Sea Spa Hotel nad Morzem Martwym 15JD/os
www.jordandeadsea.com
Rano jedziemy na Abdali Bus Station. Są już dwie osoby chętne na taksówkę wiec po chwili jesteśmy już w drodze do Damaszku. Na granicy te same formalności a nasz kierowca znowu kupuje papierosy i chowa je w aucie. W Damaszku wysadza nas ok. 10 km od Harastra Garage z którego mamy autobus do Palmyry. Jedziemy taksówką na dworzec (100 SYP) a tam już zaganiają nas do kasy bo za parę minut odjeżdża autobus do Palmyry. Dosłownie prawie w biegu wsiadamy do autobusu .
Palmyra jest zupełnie innym miastem niż reszta Syrii. Nie czujemy się tu za dobrze, wszędzie każdy próbuje nam coś sprzedać, zaczepia nas, w dodatku jest bardzo drogo.
Zaraz po przyjeździe chcemy wybrać pieniądze ale okazuje się że w Palmyrze nie ma bankomatu. Idziemy do banku wymienić ostatnie dolary. Tam polecają nam tani hotel Tourist Hotel. Jest naprawdę tanio 450/pokój i dość przyjemnie, właściciel jest co prawda strasznie zakręcony ale da się wytrzymać. Udajemy się do informacji turystycznej gdzie pracownik poleca nam basen koło ruin. Może jutro wieczorem skorzystamy. Przemkowi nie daje to jednak spokoju i idziemy zobaczyć ten basen. Okazuje się ,że jest on trochę większy od wanny. Raczej na pewno nie skorzystamy. Pomimo, że jest już późne popołudnie słońce nadal praży, zabieramy się minibusikiem (100 SYP) do cytadeli i czekamy (nagabywani co chwilę na zakup chust, pamiątek) na zachód słońca. Panorama na miasto i na ruiny jest cudowna. Wieczorem schodzimy z cytadeli podziwiać oświetlone ruiny. Wieczorem czuję że mam gorączkę Chcemy znaleźć jakąś miejscową knajpkę ale niestety nic takiego nie ma, same "pod turystę". W końcu maksymalnie głodni wybieramy ...i jem w końcu wymarzoną zupę. Planujemy wstać jutro wcześnie na wschód słońca i jeszcze tego samego dnia pojechać do Deir ez-Zur i Ath Thaura do zamku. Mam nadzieje, że to przeziębienie nie zmusi nas do pozostania tu dłużej. W Palmyrze brakuje nam atmosfery i klimatu tej prawdziwej Syrii, tej otwartości i gościnności.
Po kolacji wracamy do hotelu biorę gripex i zasypiam od razu.
Przykładowe ceny:
taksówka z hotelu Abbasi Palace na Abdali Bus Station (taxi do Damaszku) 80 JD
share taxi Amman - Damaszek 9 JD/os
cola 0,25 JD
autobus Damaszek-Palmyra 200 SYP/os
falafel 45 SYP
kolacja w Palmyrze: zupa jarzynowa 75 SYP, spaghetti 150 SYP herbata 50 SYP
nocleg w New Tourist Hotel 450 SYP/pok. - Palmyra
Budzimy się przed 5:00 rano, ja jakoś zwlekam się z łóżka chociaż musze zabrać ze sobą kilka paczek chusteczek higienicznych i idziemy zwiedzać ruiny starożytnego miasta. Pierwszy raz jest nam w Syrii zimno w dodatku wieje taki wiatr że mamy prawie burze piaskową.
Ale jest tylko parę osób więc delektujemy się ciszą pustyni i wspaniałymi widokami ruin w blasku wschodzącego słońca. Siadamy i wyobrażamy sobie jak miasto musiało wyglądać w czasach świetności jeżeli teraz same ruiny są tak imponujące.
Zwiedzamy, podziwiamy a na mnie ruiny robią coraz większe wrażenie a cały krajobraz zapiera dech w piersi. Jest to jedno z najpiękniejszych miejsc jakie widzieliśmy w Syrii.
Do dzisiaj prowadzone są wykopaliska przez polskie misje, w hotelu właściciel mówi, ze archeolodzy z Polski przyjeżdżają co roku by prowadzić tutaj właśnie prace wykopaliskowe.
Ok. 11 zjeżdżają się grupy autokarowe, my wracamy do hotelu, kończymy pakowanie i jedziemy na dworzec na autobus do Deir ez-Zur. Tam czekamy ok.1,5 godz. na autobus i nikt nie wie o której jedzie (miał być już tutaj godzinę temu) a potem wszyscy begają z bagażami między jednym a drugim autobusem bo kierowcy nie potrafią ustalić kto z nich jedzie Deir ez-Zur. W końcu ruszamy, w autobusie panuje straszny chłód więc się okrywamy chustami. Dojeżdżamy do Deir ez-Zur i tam kierowca prowadzi nas do biura w którym sprawdzają nam paszporty podobno dla bezpieczeństwa turysty a osoba z biura nie dostępuje nas na krok.
Dowiadujemy się że autobus jadący do Aleppo jest pełny i musimy iść na drugi dworzec, może tam będą wolne miejsca w autobusach.
Idziemy ok. 10 minut. Dochodzimy na drugi dworzec i kupujemy bilet na pierwszy autobus dopiero za 2 godz. chyba nie zdążymy zatrzymać się już przy zamku. Szkoda, a z drugiej strony nie czuje się jeszcze najlepiej.
Autobus jest pełny, ruszamy, okazuje się że zepsuła się klimatyzacja i wszyscy zaczynają się prawie dusić w autobusie. W końcu kierowca staje, coś sprawdza i otwiera środkowe drzwi, "żeby był przewiew". Gorące pustynne powietrze bucha nam do środka łącznie z wpadającym pyłem i piachem i tak jedziemy ok. 4 godzin do Aleppo. Już w połowie drogi mam dość, jesteśmy cali zakurzeni, padnięci z powodu duchoty panującej w autobusie a mi chyba jeszcze bardziej nasilił się katar. Marzę już tylko o tym żebyśmy byli już w Aleppo.
Dojeżdżamy około 18:00 na obrzeża miasta. Pytamy Syryjczyka który wysiadł z nami którym autobusem mamy dostać się do centrum. On też jedzie w kierunku centrum więc wsiadamy do tego samego autobusu, oczywiście kupuje nam bilety i nie pozwala oddać pieniędzy. Zaprasza nas do siebie na kolację, z ciężkim sercem i z wyrzutami sumienia odmawiamy, jest już późno a ja czuje się fatalnie. Chce się pozbyć kilkucentymetrowej warstwy kurzy i położyć się. Zostawia nam swój numer telefonu jakbyśmy czegoś potrzebowali. Po Palmyrze czuje że znowu jesteśmy w tej prawdziwej cudownej Syrii:-).
W centrum poznajemy Małgosię i Arka i razem szukamy hotelu w końcu tym razem zostajemy Flowers Hotel.
Przykładowe ceny:
bilet autobusowy Palmyra- Deir ez-Zur 125 SYP/os
nocleg w hotelu Flowers na dachu 250 SYP/os
Od wczesnego rana chodzimy do wszystkich bankomatów, ale w żadnym nie możemy wybrać pieniędzy. Odwiedziliśmy już chyba 20 i nic, chyba zostaniemy bez pieniędzy, mamy tylko jeszcze na powrót do Turcji. Zrezygnowani zatrzymujemy się na świeżo wyciskanym soku i spotykamy Arka i Małgosie. Mieli podobny problem w Damaszku i wyciągnęli pieniądze w Audi Bank. Idziemy skorzystać z Internetu i szukamy w Aleppo Audi Bank. Uff jest. Obok nas siedzi Syryjczyk który prosi Przemka o pomoc w szukaniu aut przez Internet (zajmuje się ich sprowadzaniem).
Pytamy go gdzie jest Audi Bank a on każe swojemu synowi poczekać na nas a potem zaprowadzić nas do banku, daje nam tez swój nr tel. oczywiście jakbyśmy czegoś potrzebowali. Gdy tylko kończymy faktycznie zostajemy odprowadzeni pod sam Audi bank. Wchodzimy w naszych luźnych już troszkę przybrudzonych ubiorach do banku a tam wszyscy w garniturach. Od razu podchodzi do nas ochroniarz i pyta czy może nam w czymś pomóc. Wybieramy pieniądze!!!!. Jesteśmy uratowani:-).Pierwszy raz w czasie naszych podróży mamy okazję skorzystać z bankomatu, który ma dwie opcje wypłaty pieniędzy. Można wypłacić walutę syryjską oraz amerykańskie dolary.
Zwiedzamy dzielnicę chrześcijańską i jedziemy do bazyliki św. Szymona Słupnika.
Busem dojeżdżamy do Daret Azze a potem prawie od razu łapiemy stopa pod samą bazylikę. Z powrotem tak samo.
Resztę popołudnia spędzamy na włóczeniu się starymi uliczkami miasta. Znamy większość zakątków Aleppo i czujemy się tutaj już jak w rodzinnych stronach. Atmosfera i samo miasto są tak przyjemne, że zastanawiamy się czy nie zostać tu trochę dłużej ale już nas gna dalej.
Postanawiamy jutro wracać do Turcji i kupujemy 2 bilety na autobus o 12:00 do Hatay (300SYP/os.)Tym bardziej ze teraz Przemek się rozchorował.
Info:
Wybierając się do bazyliki lepiej kupić sobie wodę wcześniej bo jest strasznie drogo.za cole i małą wodę zapłaciliśmy 100SYP.
Przykładowe ceny:
busik Aleppo - Daret Azze (bazylika św. Szymona Słupnika) 20 SYP/os
internet w Adam Cafe: 50 SYP/50 min NAJTANIEJ
sok ze świeżych pomarańczy 50 SYP/os
kolacja: 2 x sałatki, 2 x bakłażany pieczone z ryżem i kaszą kuskus, 2 x herbaty z miętą = 180 SYP
Wstajemy bardzo wcześnie i idziemy powłóczyć się jeszcze po dzielnicy chrześcijańskiej i robimy ostatnie zakupy na bazarze. Obowiązkowo kupujemy imbir (ten z Indii prawie się nam skończył) i naturalne mydełka robione na bazie oleju z oliwek, z produkcji których słynie Aleppo. Autobus mamy dopiero o 12:00 Więc mamy sporo czasu. Po 11 wracamy do hotelu po bagaże i idziemy na dworzec. Tam spotykamy Arka i Małgosie. Okazuje się, że autobusu nie ma (czasem jedzie czasem nie, następny jest o 14:00) i właściciel biura u którego kupiliśmy bilety na autobus wsadza nas do taksówki. Na granicy musimy zapłacić 550 SYP/os. za wyjazd z Syrii.
Ok. 15 jesteśmy w Hatay. Szukamy autobusu do Antalyi. W Metro nikt nie mówi po angielsku i nie możemy się porozumieć idziemy do biura przewoźnika Gunsas i kupujemy bilety na godz. 18:00 (40YTL/os.) i idziemy do bankomatu, tu na szczęście od razu udaje nam się wyciągnąć pieniądze. Wracamy i już podstawiony jest busik z tej firmy do dworca głównego skąd odjeżdża autobus do Antalyi. Nawet nie zdążyliśmy nic zjeść. Dojeżdżamy do głównego dworca a tam tłumy ludzi i gra muzyka. Okazuje się, że dzisiaj odjeżdżają młodzi ludzie do wojska, pożegnaniom nie ma końca. Służba wojskowa w Turcji jest obowiązkowa. Poborowi, ich rodziny, znajomi i chyba wszyscy sąsiedzi z promienia jednego kilometra, płakali i śmiali się na przemian. Odjazd autobusów trwał bardzo długo, bo jak poborowy wsiadł już do autobusu, to jeszcze wszyscy wsiadali się z nim pożegnać.
Informacje:
autobus z Aleppo - Antakia: 5:00, 12:00 (nie zawsze jedzie, nasz nie jechał tego dnia), 14:00, 18:00 - 300 SYP/os
autobus f. Metro z Hatay - Antalya: 11:00 - 01:00, 17:00-10:00
autobus f. HAS z Hatay - Antalya: 16:15, 17:20, 18:30, 18:50
autobus f. GUNSAS z Hatay - Antalya: 16:00, 18:00
opłata wyjazdowa z Syrii do Turcji 550 SYP (z Syrii do Jordanii 500 SYP)
Przykładowe ceny:
woda 1,5 YTL
bilet Hatay-Antalya: 40 YTL /os. firma GUNSAS (polecamy wg nas jest lepsza niż METRO)
bilet Aleppo - Antakia 300 SYP/os
herbata 2 YTL
Ok. 9:30 jesteśmy w Antalyi. Decydujemy że jedziemy do Kaleci, mam nadzieję że znajdziemy tańsze noclegi niż przy plaży Konyaalti..
Dojeżdżamy tam autobusem nr 94 i wchodzimy w kręte uliczki starego miasta. Spotykamy starszego pana, który pyta czy nie potrzebujemy noclegów, idziemy zobaczyć jego pensjonat. Jest w porządku, cena 40YTL/pokój ale idziemy się jeszcze rozglądnąć. Po 30 minutach wracamy do tego samego pensjonatu ANIL PENSION i decydujemy się tu zostać. Targujemy się do 38YTL/pok. ze śniadaniem.
Popołudniu jedziemy zobaczyć publiczną plażę Lara Beach, która jest podobno darmowa w przeciwieństwie do Konyaalti gdzie trzeba płacić za parasole i leżaki .
Dojazd zabiera nam ok. 30 minut autobusem ale plaża jest faktycznie szeroka i czysta w dodatku do dyspozycji są darmowe leżaki z parasolami, ubikacje, prysznice.
Przykładowe ceny:
bilety z Kaleci -Lara plaża 1,5 YTL/os
nocleg ze śniadaniem w pensjonacie Anil 38 YTL/pok.
woda 2,5 YTL/1,5l
obiad (bakłażany pieczone nadziewane , 2 x ryż , 2 x surówka) 7 YTL/2os.
Plaża, plaża, nadrabianie zaległości w czytaniu książek, odsypianie, Przemek się kuruje.
Wczoraj zobaczyliśmy przy porcie skały, na których na samym szczycie znajduje się restauracja z bajecznym widokiem na całe miasto i wybrzeże Antalyi. Jedziemy autobusem ok. 40 minut a potem na nogach. Okazuje się ze góra jest dość spora, stroma i prowadzi kręta droga. Na szczęście po kilku kilometrach zatrzymuje się auto i zabiera nas na górę. Widoki zachwycają.
Z powrotem nie mieliśmy tyle szczęścia i większości drogi schodziliśmy na nogach zanim nadjechało pierwsze auto. Ale było warto.
Przykładowe ceny:
lody w Mc Donalds 1YTL
woda 0,75 YTL
cola 1.5 YTL
obiad 8 YTL /2 os (Kofta+ryż, sałatka, woda min)
Plaża, plaża, nadrabianie zaległości w czytaniu książek, odsypianie, Przemek nadal się kuruje.
Przykładowe ceny:
obwarzanek 1,30 YTL
ogórek 0,25 YTL
lody 1,25 YTL
obiad 12 YTL /2 os (kofta)
Ostatni dzień spędzamy na plaży. Jutro wylatujemy.
Przykładowe ceny:
bułka ze szpinakiem 0,75 YTL
woda 1,50 YTL
2 brzoskwinie, winogrona 3 YTL
Dzisiaj w nocy wylatujemy. Rano jedziemy na chwilę na plaże, potem idziemy na ostatni spacer i wracamy wziąć prysznic i dopakować się. Ok. 17 idziemy na autobus , jedzie dopiero po 18. i po 19-stej jesteśmy na dworcu, uciekł nam autobus na lotnisko czekamy na następny a zarazem ostatni o 21:00
O 22 jesteśmy na lotnisku.
Jutro będziemy w Polsce...
Już jesteśmy w domu ale myślami wciąż w tych gościnnych krajach. A gościnności mieszkańców Syrii i Jordanii doświadczaliśmy na każdym kroku. Kiedy zatrzymywaliśmy się popatrzeć na mapę zawsze ktoś podchodził pytając z uśmiechem "Can I help you?".
Zawsze pytali nas skąd jesteśmy aby na koniec dodać "Welcome in Syria" (witamy w Syrii).To słowo słyszeliśmy tysiące razy przechodząc ulicami, w autobusach, w sklepach. Każdy powtarza to jak mantrę z uśmiechem na twarzy sprawiając, że nie czujemy się obco, prawie jak u siebie. Każdy uśmiecha się, zagaduje, chce pomóc w najprostszych sprawach. Pierwszy raz spotkaliśmy się z taką otwartością, szczerością i gościnnością.
Chociaż w Syrii mieliśmy większe problemu z porozumiewaniem się po angielsku niż w Jordanii to nie przeszkadzało nam to wcale. Jeśli ktoś nie potrafił nam wytłumaczyć po angielsku, próbował na migi lub prosił kogoś innego.
Niesamowite kraje... już tęsknimy za tą atmosfera i klimatem Bliskiego Wschodu...
[img_5405-gallery.jpg|w campie
Copyright ©2024 Globtroterzy
Designed by Aeronstudio™