Termin: 24.12.2016 - 13.01.2017
Plan podóży:
Po przylocie nad ranem do Hawany jedziemy taxówką na dworzec autobusowy VIAZUl skąd o 12:00 w południe mamy zarezerwowany autobus do Baracoa (20h).Doceiramy nastepnego dnia nad ranem, po zakwaterowaniu pierwszego dnia jedziemy nad rzeke Yumuri, plaże Maglito i plażę Cajuago.
Drugiego dnia jedziemy do parku Park Yunkee, gdzie zamiast zaplanowanego wyjścia na najzwyższy szczyt, specrujemy do wodospadu i jedziemy nad rzeke Toa.
Trzeci ostatni dzień zwiedzamy miasto i idziemy na plażę Blanca.
Kolejnego dnia jedziemy taksówka do Santiago de Cuba zwiedzając po drodze zamek El Morro.
Do Santiago docieramy póżnym wieczorem, spędzamy tu tylko jeden cały dzień i kolejnego dnia wieczorem jedziemy nocnym autobusem do Trynidadu.
W Trynidadzie pierwszego dnia zwiedzamy miasto, drugiego dnia jedziemy na plażę Ancon a trzeciego dnia jedziemy konno do Doliny Cukrowej.
Z Trynidadu jedziemy porannym autobusem do Cayo Santa Maria i spędzamy tam 3 dni.
Z Cayo Santa Maria zarezerwowanym w hotelu autobusem jedziemy do Hawany, docieramy dość poźno na nocleg.
Następnego dnia jedziemy do Vinales , popołudnie pierwszego dnia spędzamy na spacerze po polach tytoniowych a następnego dnia zwiedzamy okoliczne atrakcje na rowerach.
Dwa ostatnie dni pobytu na Kubie pędzamy w Hawanie.
BARACOA
Po przylocie do Hawany oraz długiej wymianie pieniędzy (przed wyjściem z lotniska) udajemy się taksówką (naszego kierowcę zarezerwowanego już w Polsce zatrzymała policja przed lotniskiem tłumacząc, ze tylko taksówki rządowe mają pozwolenie na zatrzymywanie się i branie pasażerów z lotniska) na dworzec autobusowy VIASUL skąd jedziemy (20 godzin) do Boracoa.
Na dworcu w kasie udało nam się dokupić brakujące nam na trasie bilety, te które przez internet były już niedostępne.
Na dworcu trzeba się odprawić godzinę przed wyjazdem w przeznaczonym do tego okienku, odprawa polegała na wymianie papierowej internetowej rezerwacji lub zakupionej w kasie na bilet, ponadto w większych miastach należało nadać w osobnym okienku bagaż, który był ważony i opatrzony bilecikiem z miejscem docelowym.
Numery miejsc wypisane na bilecie nie obowiązywały więc przy wsiadaniu zawsze następował chaos bo każdy chciał zająć dobre miejsca, szczególnie gdy zdarzało się, że jest więcej pasażerów nić siedzeń, a pierwsze miejsca zawsze były zajmowane przez konduktora i ewentualnie kierowcę zmiennika.
Podczas trasy kierowca robi kilka przerw na posiłek ale zakup czegokolwiek w ciągu dnia graniczy z cudem. Okazuje się, że ten scenariusz powtarza się przez cały nasz pobyt. Kierowca podjeżdża do małego punktu gastronomicznego, gdzie stoją już inne autobusy, samochody lub jeepy wiozące turystów, wokół lady gromadzi się cały tłum ludzi i jedna osoba lub maksymalnie dwie, które obsługują cały tłum czyli przyjmują zamówienie np. na kanapkę z serem więc przyjmuja zamówienie, wydają pieniądze idą robić kanapkę po drodze jeszcze dobierają napój i dopiero wracają do klienta. Trzeba mieć dużo szczęścia albo siłę przebicia lub dopchania się żeby zdążyć coś zamówić podczas około 15-minutowej przerwy.
Wykończeni i przemarznięci (kierowcy na trasie włączają klimatyzacje chyba na maksimum więc pomimo wysokiej temperatury na zewnątrz w środku panuje przeraźliwy ziąb) docieramy nad ranem do Boracoa przywitani deszczem :-).
Zatrzymujemy się w Casa Adrian (25CUC/nocleg, bardzo polecamy) i jeszcze tego samego dnia wlaściciel naszej casy załatwia nam samochód z kierowcą na cały dzień.
Jedziemy najpierw nad rzeke Yumuri tam bierzemy łódkę i wysiadamy na brzegu skąd można spacerowac wytyczona ścieżką albo plażować .W drodze powrotnej zatrzymujemy się na plaży Manglito na nasze pierwsze mohito a potem kierowca zostawia nas przy głownej drodze abyśmy mogli dojść pieszo do plaży Cajuago do której podobno jest około 20 min.
Droga prowadzi malowniczą ścieżą przez małą wioskę. Po 40 minutach marszu okazuje się, że plaża jest jeszcze dość daleko a droga zamienia się w błoto. Docieramy na boso brodząc po kostki w czerowonej glinie. W tym samym momencie rozpoczęła się ulewa, chowamy się pod dachem i wracamy z powrotem. Po drodze jeszcze dwa razy dopada nas deszcz, chowamy się goszcząc w domach Kubańczyków.
Playa Manglita:
Do taksówki docieramy już prawie po ciemku.
Boracoa jest malutkim i bardzo klimatycznym miasteczkiem, jednym z ładniejszych na Kubie.
Wszystko odbywa się tutaj w charakterystycznym kubańskim tempie czyli bardzo powolnym. Turystów jest tutaj naprawdę bardzo niewielu więc codziennie można oglądać prawdziwe, kubańskie życie toczące się na ulicy , po których leniwie toczą się stare auta i riksze rowerowe.
Na placu przy katedrze znajduje się ETESCA punkt usług telefonicznych, w którym można zakupić kartę umożliwiającą korzystanie z internetu. Po odstaniu w długiej kolejce jednorazowo można nabyć 3 karty/osobę (1,5 CUC za kartę). Jak się później okazało kolejki w Boracoa były najmniejsze w porównaniu z tymi w większych miastach, również karty były tutaj najtańsze.
Następnego dnia mamy zaplanowany Park Yunkee oraz wyjście na szczyt góry zwanej ze względu na swój kształt Kowadłem.
Rano przyjeżdża po nas przewodnik z kierowcą jeepem. Jedziemy do parku gdzie okazuje się, że po ostatnich opadach rzeka tak przybrała, że nie można przedostać się na drugi brzeg skąd zaczyna się szlak w góry.
Oczywiście nasz przewodnik był tutaj poprzedniego dnia i mógł przewidzieć sytuację :-(.
Wobec tego spacerujemy po parku w stronę wodospadu, po drodze kilka razy pada ale jest tak ciepło, że za każdym razem schniemy w ciągu kilku minut. W drodze powrotnej zatrzymujemy się jeszcze nad rzeką Toa i pomiędzy ulewami płyniemy łódka na krótki rejs. Popołudnie spędzamy w miasteczku spacerując wąskimi uliczkami a wieczór w klimatycznej knajpce Artex z muzyka na żywo popijając mohito.
Trzeci dzień w Boracoa planowaliśmy wybrać się do Parku Humbolda ale ostatni huragan zniszczył tam podobno główny most a deszczowa pogoda również utrudnia zwiedzanie.
Krążymy po mieście i wychodzimy na punkt widokowy, pogoda zapowiada się dzisiaj dość dobrze więc idziemy w stronę plaży Blanca. Spacer zajmuje około 1 godziny , na końcu miejskiej plaży przez która trzeba przejść (obok stadionu) zniszczony został most przez huragan , na drugi brzeg można przedostac się kursujacą łódka (1 CUC/osobę), wstęp do parku kosztuje 3 CUC/osobę, jeśli chcemy dojść stąd do punktu widokowego musimy zabrać ze sobą przewodnika, który ustali swoją cenę. My zrezygnowaliśmy z tej przyjemności i zostajemy na plaży Blanca a po zachodzie słońca wracamy prosto na kolację do naszych gospodarzy, którzy przygotowali nam pyszną rybę w sosie kokosowym, która jest specjalnością tutejszego regionu.
Miejska plaża prowadząca do plaży Blanca:
BORACOA - SANTIAGO DE CUBA
Do Santiago de Cuba chcieliśmy jechać taksówką tak, aby zobaczyć jedną z najpiękniejszych tras w kraju. Gospodarz naszej casy Adrian załatwia nam swojego znajomego za 100 CUC.
Rano okazuje się, ze znajomy się nie pojawił. Po około godzinie przyjeżdża kolejny kierowca i chce 120 CUC za drogę, umawiamy się, ze przed zawiezieniem nas na nocleg w Santiago pojedziemy do zamku el Morro. Droga jest piękna i malownicza. Najpierw prowadzi przez góry, zatrzymujemy się przy punkcie widokowym, który jest zamknięty ale za 2 CUC okazuje się, ze da się otworzyć brame i można wejśc na wieżę skąd rozciaga się bajeczny widok.
Zatrzymujemy się jeszcze kilka razy w trakcie naszej drogi zobaczyc pięknę plaże i zatoczki.
W jednym z punktów kierowca robi sobie długi postój na posiłek, pospieszamy go gdyż robi się późnawo.
Do El Morro dojeżdżamy dopiero koło 17:00 i zostajemy na zachód słońca.
Kierowca zawozi nas w końcu do naszej casy i przekazuje właścicielowi, że mamy mu zapłacic dodatkowe pieniądze. Od początku pobytu na Kubie zdarzają nam się takie sytuacje, jednak tym razem potwierdzaliśmy cenę kilkakrotnie , w czasie drogi było naprawdę bardzo sympatycznie a na koniec znowu takie rozczarowanie.
Spimy w casa Dr Armando Carballo Fernandez, San Felix (Hartman) # 306 e, Habana y Trinidad, Santiago de Cuba.
Płacimy 30 CUC za nocleg, 5 CUC za śniadanie i jest to nasz najlepszy nocleg z najlepszym jedzeniem na Kubie i z najbardziej sympatycznymi właścicielami. Zdecydowanie polecamy.
Właściciele od razu zaproponowali nam pyszna kolację na tarasie (wybieramy znowu pyszną rybę w sosie kokosowym, specjalność, której już nie zjemy w kolejnych miastach) , tu można poczuc się jak w domu, pokoje są czyste i duże.
Wieczorem idziemy jeszcze zobaczyc miasto i trafiamy do Casa de La Trova. Rozpoczyna się właśnie koncert z kubańska muzyką. Jest naprawdę cudownie, zostajemy do późna.
Następnego dnia zwiedzamy miasto, wszędzie słychać muzyke na żywo co ma swój wyjatkowy urok. Centrum miasta to dość turystyczny deptak ale tuz obok w bocznych uliczkach toczy się zwykłe życie Kubańczyków.
Wracamy na kolację do casy i tego samego dnia idziemy na viasul na nocny autobus do Trynidau.
TRYNIDAD - PLAYA ANCON - DOLINA CUKROWA
O 7:00 rano na dworcu zostajemy odebrani przez właścicielkę naszej casy.
Jemy sniadanie i po nieprzespanej nocy w autobusie (głównie z powodu niskiej temperatury) po prostu włóczymy się po mieście i jego brukowanych uliczkach, zwiedzając wszystko co jest do zwiedzenia a potem wchodzimy w kolejne wąskie uliczki. Dzisiaj Sylwester więc pod koniec dnia świetowany jest dwa razy na głównym placu, był ten czasu europejskiego i kubańskiego, do którego wykończeni nieprzespaną noca nie dotrwaliśmy :-)
Prawdę mówiąc Trynidad nas rozczarował, oczywiście jest piękny i wyjątkowy ale jakoś nas na kolana nie powalił. Gdyby nie obowiązkowa, wcześniejsza rezerwacja biletów na autobus i noclegów pewnie ucieklibyśmy stamtąd dzień wczesniej.
Kolejnego dnia planowalismy wybrać się na rowerach na Playa Ancon, niestety nie było dostępnych rowerów, zresztą tego dnia był taki upał (40 stopni w cieniu) ,że pod koniec dnia mielismy pewność, że klimatyzowany autobus był słusznym wyborem (bilet kosztuje 5 CUC w dwie strony).
Plaza dzieli się na dwie części tą bardzo turystyczną z 3 hotelami przy plaży, gdzie można wykupić sobie leżak i na ta piekną, dziką (na lewo od hoteli). Tutaj pierwszy raz widzimy pelikany. Ta dzika część plaży to klifowe wybrzeże i cudowny, drobny, biały pasek. Dokuczliwy upal łagodzi delikatna bryza morska.
O 15:30 wracamy autobusem do miasta, jemy obiad w lokalnej knajpce oraz rezerwujemy sobie przejażdżkę na koniach do doliny Cukrowej na następny dzień. O zachodzie słońca spacerujemy jeszcze uliczkami skąpanymi w pomarańczowych barwach.
Następnego dnia jedziemy zgodnie z planem do Doliny Cukrowej na koniach. Jest bardzo sympatycznie, jedynie pod wodospadem zastajemy dość dużo osób, poza tym jest ciepło a widoczki bardzo ładne. Nasza grupka składa się z 6 osób a cała wycieczka była naprawdę fajnie zorganizowana.
CAYO SANTA MARIA
Po 3 dniach spędzonych w Trynidadzie jedziemy rano autobusem VIAZUL do Cayo Santa Maria. Rezerwację do hotelu robiliśmy jeszcze w Polsce (Azur Memories Palace).
Na Cayo Santa Maria znajduje się tylko parę hoteli o wyskoim standardzie, pobyt w nich trzeba zarezerwować wcześniej. Nie ma tutaj dworca autobusowego, kierowca rozwozi turystów do konkretnego hotelu z rezerwacji.Na wyspę prowadzi usypana grobla mająca ponad 2 km i porośnieta namorzynami. Hotel jest bardzo ładny ale najpiękniejsza jest długa, szeroka plaża z białym drobnym piaskiem. Sam hotel, obsługa oraz ogromny wybór pysznego jedzenia przerasta nasze wszelkie oczekiwania. Zostajemy tutaj przez 3 dni nie mogąc nacieszyć oczu turkusową woda aż po sam horyzont.
W hotelu można zarezerwować taksówkę lub autobus w dowolne miejsce.My robimy rezerwacje na autobus do Havany, który wyjeżdża z Cayo Santa Maria o 15:00 zbierając po drodze turystów z poszczególnych hoteli. Po 3 dniach błogiego lenistwa czas na Hawanę.
HAWANA
Do Hawany docieramy przed 22:00 i jedziemy taksówką do zarezerwowanego hostelu Leonard (30 CUC). Po zakwaterowaniu idziemy jeszcze na krótki spacer po mieście, wiem, ze Hawana będzie jednym z moich ulubionych miejsc na liście kubańskich miast.
HAWANA-VINALES
Zwiedzanie Hawany zostawiamy sobie na ostatnie dni pobytu na Kubie. Następnego dnia rano jedziemy na dworzec VIAZUL skąd odjeżdża autobus do Vinales. Po przyjeździe okazuje się, że zmieniła się nagle pogoda, zrobiło się zimno i pada deszcz. Właściciel naszej casy proponuje nam przewodnika do zwiedzania okolicznych pól tytoniowych, na szczeście nie ulegamy jego namowom i sami wybieramy się na kilkugodzinny spacer. Trafiamy też do małej wioski gdzie włściciel plantacji pokazuje nam proces suszenia i produkcji tytoniu.
Gdy wieczorem znowu zaczyna mocniej padać i robi się ciemno wracamy do miasteczka na kolacje i trafiamy na restauracje 3-Tres Jotas. Do restauracji zdążyła ustawić się już kolejka ale postanawiamy poczekać i była to jedna z lepszych decyzji. Jedzenie obłędnie pyszne, wszystko świeże, gorące i pyszne a obsługa przemiła, barmani czarują sposobem przygotowania drinków za barem a ich ilość przechodzi wszelkie oczekiwania, słynny drink daguiri jest przygotowywany na 7 sposobów.
Następnego dnia wypożyczamy rowery i jedziemy na punkt widowkowy do hotelu Los Jasmines dalej do słynnego muralu oraz na punkt widokowy, znajdujący się nieopodal muralu (na skrzyżowaniu znajduje się znak z informacją).
Włóczymy się jeszcze po wioskach i na zachód słońca jedziemy do hotelu La Ermita skad rozpościera się piekny widok na góry. Deszczowy wieczór spędzamy w ulubionej restauracji 3-Tres Jotas na kolejnej pysznej kolacji.
Rano wyjeżdżamy do Hawany, zatrzymujemy się znowu w hostelu Leonardo i zwiedzamy Hawanę, która skradła nasze serca. Oczywiście oprócz standardowych atrakcji miasta warto odejść od turystycznych miejsc i pochodzić po wąskich uliczkach, wejść w stare dziedzińce opanowane totalnie przez przyrodę.
Hawana najpiekniejsza jest o swicie kiedy turyści jeszcze śpią a na ulicach już toczy się codzienne życie Kubańczyków, nawet te same zabytki wyglądają dostojniej i piekniej niż w popołudniowym tłumie.
Warto zobaczyc również Palya del Este, do której można dotrzeć autobusem z placu Centralnego (Bus Tour) . My wybralismy się tam popołudniu i chociaż pogoda tego dnia nam nie dopisywała a plaża powitała nas deszczem , po chwili jak za dotknieciem różdżki wiatr przegonił ciemne chmury i odsłonił błękitne niebo i szeroką plażę porosnięta palmami. Warto zrobić sobie przerwe od zgiełku miasta i spędzic tu chociaż parę godzin spacerując szeroką plażą w strone Hawany (my wysiedliśmy na ostatnim przystanku i cofając się w strone Hawany doszliśmy do kolejnych przystanków gdzie zatrzymywał się powrotny autobus).
Zachód słońca nad Maleconem to obowiązkowy punkt zwiedzania i cudowne zakończenie pobytu na Kubie.
Informacje:
Noclegi najlepiej rezerwowac w casa particular są to kwatery w prywatnych domach Kubańczyków . Ich ceny wahaja się między 25 a 35 CUC/pokój, sniadanie to koszt około 5 CUC/osobe a obiado-kolacja 8-10 CUC/os.
W restauracjach posiłki są o wiele droższe. Jeśli chcemy zjeść coś tańszego sprzedawanego na ulicy wybór mamy naprawdę niewielki , przeważnie są to kanapki z serem i szynką lub pizza (i chociaz pyszna zdarzało się, że sprzedawana była tylko wczesnie rano lub dość późnym popołudniem, wyjatkiem była Hawana gdzie z łatwością można było znależć o każdej porze dnia).
Śniadania w zasadzie wszędzie były te same i składały się z bagietki, masła, sera zółtego i głownego składnika czyli jajek w przeróżnych postaciach, czasem była wędlina i pomidor. Do tego sok, herbata, czasem kawa.
Najbardziej dostętpne o każdej porze dnia były drinki w przeróżnej postaci :-).
Wszystkie noclegi rezerwowałam dużo wcześniej już w Polsce. Nie przepadam za taką forma wyjazdu gdyż przypomina to wycieczkę zorganizowaną ale mając ograniczoną ilośc czasu i konieczność rezerwacji miejsc na autobus (pomimo wczesniejszej rezerwacji zdarzało się, ze nie było już biletów i trzeba było posiłkowac się taksówkami) wiedzielismy jaki i gdzie będzie kolejny postój więć rezerwowałam już również nocleg tak aby nie tracić na miejscu czasu na na ich poszukiwania. Z drugiej strony miałam pewność, ze rezerwując casy dużo wczesniej za tą sama cenę miałam noclegi sprawdzone i polecone. Bylismy również w okresie Swiąt i Sylwestra więc w niektórych miastach był problem nawet z wczesniejszą rezerwacją.
Rezerwacji noclegów można dokonac poprzez strony:
www.casaparticular.com
http://www.cuba-individual.com
Polecane przez nas noclegi:
Baracoa:
Casa Adrian
Rodney Coutín #100
e/ Juracion y Raul C. Bonilla
Baracoa
Guantanamo
Telf. +53 (52) 33 29 16
Cel. +53 (52) 71 85 26
http://www.cuba-individual.com/e_baracoa.htm
Santiago de Cuba: - nasza najlepsza casa na Kubie
Dr. Armando Carballo Fernandez
San Felix (Hartmann) #306
e/ Habana y Trinidad
Centro de la Ciudad
Santiago de Cuba
Tel. +53 (22) 65 31 44
Mobile +53 (52) 46 61 61
http://www.cuba-individual.com/e_santiago_de_cuba.htm
Trynidad:
Hostal Yoel & Odalys
Frank Pais #618 e/Pablo Pisch Girón y Conrado Benitez
hostalodalystrinidad@yahoo.com; ninaliza@jagua.cfg.sld.cu
http://www.casaparticular.com/casa/index/id/1147/name/hostal-yoel-odalys
Cayo Santa Maria:
Hotel Azul Memories Resort
Hotel rezerwowaliśmy przez portal galahotels.com pomimo wielu negatywnych opinii wszystko było w porządku.
Na Kubie wcześniejsze rezerwacje sczególnie transportu są koniecznością. Rezerwacji przez internet można zrobić na stronie : http://www.viazul.com/ po wczesniejszym zalogowaniu się. Zdarza się, ze czasem można dokupić bilet (którego nie można kupic już w internecie ze wzgladu na brak wolnych miejsc) bezpośrednio na dworcu autobusowym. Mając rezerwacje trzeba być na dworcu ok 1 h wczesniej i odprawić się czyli wymienic rezerwacje na bilet , w większych miastach trzeba dodatkowo w osobnym okienku nadać bagaż, który jest wazony i opisany. Miejsca wypisane na otzrymanym już bilecie właściwym nie obowiązują dlatego cześto przy wsiadaniu obowiązuje zasada kto pierwszy ten lepszy, zdarzało się, ze osoby mające bilet nie miały wolnych miejsc i jechały siedząc na schodach lub na podłodze. Trzeba pamiętać też o ciepłych ubraniach do autobusu szczególnie w nocy, kierowcy włączaja klimatyzacje chyba na maksimum i nie pomagaja prośby i wycieczki całego autobusu prosząc o zwiększenie temperatury :-)
Internet:
Aby skorzystać z Internetu musimy zakupić kartę w miejscu przypominającym naszą dawną telekomunikację, budynki ETESSY są w każdym mieście. Ceny kart różnia się w zależności od miasta , w Baracao kosztowała 5 CUC a w Trynidadzie 5CUC.
Największym problemem są kolejki przed Etessą, za każdym razem chcąc zakupic karte trzeba poświęcic co najmniej godzinę na to, aby odstać swoje nieczęsto w bardzo dlugich kolejkach. Po zakupie karty musimy znależć miejsce gdzie działa Internet (przeważnie w obrębie budynku Etessy) oraz często na większych placach turystycznych w miastach. logujemy się na stronie etessy podając kod z karty i możemy korzystac przez około 1 h z Internetu. Prędkość oczywiście zależy od tego ile osób w danej chwili korzysta z internetu. Zdarzało się, że prędkość internetu była tak powolna , że nie dało się załadować stron w internecie.
Copyright ©2024 Globtroterzy
Designed by Aeronstudio™