Plan podróży:
Teheran - Kashan- Abyaneh- Isfahan - Khoor - Mesr (pustynia) - Khoor (jezioro słone) - Garmeh - Bayazeh - Kharanaq - Chak Chak - Yazd - Yazd (Saryazd, wieże Milczenia) - Teheran.
Termin: 07 - 18.04.2017
08.04 Warszawa -Istambuł - Teheran - Kashan
Do Teheranu przylatujemy o 6 nad ranem i idziemy od razu załatwiać wizy.
Do wizy obowiązkowe jest posiadanie ubezpieczenia, w którym wyraźnie musi być zaznaczone, iż obejmuje ono Iran. Jeśli takowego nie posiadamy należy udać się do okienka "insurance" i tam wykupić odpowiednie ubezpieczenie przed aplikacją
o wizę.
My mamy już swoje ubezpieczenia więc udajemy się z całym tłumem po wizę do okienka.
Jedna osoba przegląda ubezpieczenie, zabiera paszporty i wydaje formularz, który należy wypełnić i zapłacić w banku obok. Potem znowu trzeba wrócić do osoby, która zabrała paszporty i oddać wypełniony formularz wraz z potwierdzeniem zapłaty za wizę. Dalej już tylko trzeba poczekać na gotowy paszport.
Wszystko trwało około 2,5 godziny.
W formularzu wizowym trzeba wpisać adres oraz nr telefonu hotelu, w którym zatrzymujemy się po wylądowaniu w Iranie. Podczas przyznawania wiz urzędnicy dzwonią (prawdopodobnie wyrywkowo) do podanych hoteli, niektórym osobom nie wydano wiz, gdyż nikt nie odbierał podanego we wniosku telefonu.
Z lotniska bierzemy taksówkę, która zostawia nas na autostradzie w punkcie policyjnej kontroli autobusów. Płacimy 50 tys riali. Kierowca taksówki od razu wsadza nas do autobusu do Kashan i odjeżdżamy.
W centrum miasta jesteśmy około południa, taksówkaą podjeżdżamy do wcześniej zarezerwowanego hotelu Naghli House, który musieliśmy zarezerwować w celu otrzymania wizy (konieczność podania adresu i telefonu pierwszego hotelu, w którym zatrzymujemy się po wylądowaniu w Iranie).
Hotel jest bardzo ładny i klimatyczny a obsługa bardzo miła.
Dostajemy pokój, zostawiamy bagaże i idziemy zwiedzać miasto.
Oczywiście najwiekszą atracją Kashanu są domu kupieckie i tam najpierw się udajemy. Do Khan-e Tabatabei, Khan- e Borujerdi i Abbasian oraz łaźni Sultan Mir Ahmad jest bilet łączony tzw combo ticket i kosztuje 200 tys. riali. Do Borujerdi trzeba kupić osobny bilet, który kosztuje 150 tys. (niecałe 4 $).
Wszystkie domy są naprawdę przepiękne, największe wrażenie zrobił na mnie Khan- e Tabatabei z misternymi zdobieniami na ścianach i suficie.
Zwiedzanie kończymy w Abassi Restaurant w teahousie jedząc dizzy, rodzaj zupy rosołu z mięsem z baraniny oraz z cieciorką. Z rosołu wyławia się mięso i warzywa na osobny półmisek, na którym miażdzy się wszystko tłuczkiem, do zupy z kolei wrzuca się połamany chleb.
Popołudniu zwiedzamy meczet Masjed - Agha Borzog i zagłębiamy się w wąskie uliczki miasta. Wieczór spędzamy na autentycznym, bazarze.
09.04 Kashan - Abyaneh - Isfahan
Wstajemy wcześnie, jemy śniadanie (pomidory, ogórki, świezy chleb, ser feta i herbata) i punktualnie o 8:30 przyjeżdża po nas kierowca, z którym umówiliśmy się wczoraj do Abyaneh i do Isfahanu (cena 45$).
Podajemy namiary, kierowca jest naprawde bardzo uczciwy i sympatyczny.
Po około godzinie jazdy docieramy do wioski Abyaneh z charakterystycznymi domami w kolorze czerwonym pięknie położonej w górach. Kolory ścian całej wioski mają kolor ceglany, kobiety noszą kwieciste chusty a wokół panuje spokój i cisza.
O tej godzinie jesteśmy zupełnie sami w wiosce, która wydaje się oazą spokoju, mieszkańcy zajęci są swoimi, domowymi sprawami, starsi ludzie przesiadują przed swoimi domami. Warto przejść przez całą wioskę i wejść na przeciwległe wzgórze z ruinami twierdzy skad rozpościera się bajeczny widok na całą wioskę.
Spokojne zwiedzanie całej wioski zajęło nam około 2 godzin, dalej jedziemy do Isfahanu.
Na miejscu jesteśmy przed 14 i kierowca zawozi nas do hotelu swojego znajomego. Niestety okazuje się, że tam nie ma miejsc ale w pobliżu jest drugi hotel tego samego właściciela Orchid hotel, pokój (duzy, czysty z wifi) kosztuje około 30$ ze śniadaniem. Zostajemy.
Jedziemy taksówką do dzielnicy Jolfa. Zwiedzamy całą dzielnicę przy okazji poszukiwań czegoś do zjedzenia, co jest dość trudnym zadaniem. Okazuje się, że jest już za późno na jedzenie i wszystkie knajpki są zamknięte. Zwiedzamy Katedrę Vank z pięknymi freskami (wstęp 200 tys).
W drodze powrotnej trafiamy do jedynej otwartej restauracji Farouzi. Na szczęscie był to bardzo dobry wybór, jemy irańską zupę dizzy oraz danie przypominające nasze gołąbki w liściach z winogron z sosem z granatów. Wszystko jest świeże i pyszne.
Idziemy zobaczyć jeszcze najdłuższy most 33 łuków skąd rozpościera się piękny widok na zachód słońca. O tej porze dnia jest tłoczno i gwarno. Most przeznaczony jest tylko dla ruchu pieszego, więc wszyscy spacerują, miejscowi wypożyczają również dostępne rowerki wodne.
Spacerem wracamy do hotelu, po drodze kosztujemy słynne lody szafranowe
10.04 Isfahan
Po śniadaniu idziemy na Plac Naqsh-e Jahan Imam sq, zwiedzamy meczet Sheikh Lotfollah, niestety ze względu na świeto meczet Masjed - e Shan będzie zamkniety przez najblizsze kilka dni.
Zwiedzamy również Pałac Ali Qapu, który nie robi na nas większego wrażenia, jedynym powodem do odwiedzenia tego miejsca jest piękny widok na główny plac oraz taras z drewnianymi ornamentami.
Włóczymy się po klimatycznym bazarze a na obiad idziemy do malutkiej restauracji Firouz znajdującej się niedaleko placu. Restauracja należy do tego samego wlaściciela, gdzie wczoraj jedliśmy pyszny obiad w dzielnicy Joulfa.
Przed zamówieniem jesteśmy częstowani każdym z dań, tak abyśmy mogli wybrać sobie na obiad to, co najbardziej nam zasmakowało. Zamawiamy Kashk o bademjun czyli gulasz z bakłażana, wszystko jest tak samo pyszne jak dnia poprzedniego.
Po obiedzie udajemy się do Pałacu 40 kolumn, który jest o wiele ładniejszy niż Ali Quapu, posiada również piękny, zielony ogród zachowany w stylu perskim i wpisany na UNESCO.
Na koniec zostawiamy sobie Meczet Piątkowy, który również zostaje zamknięty na najbliższe kilka dni ze względu na święto, jednak udaje nam się wejść wraz z wiernymi i zwiedzić wnętrze. Wieczór spędzamy na placu chłonąc atmosferę tego miejsca. Irańczycy przynosza koce i urządzają sobie pikniki, robią zdjęcia jedzą kolacje, pija herbatę i po prostu spędzaja razem czas.
11.04. Isfahan - Khoor
Rano po śniadaniu idziemy jeszcze na Palc Immaniego oraz na bazar, obiad jemy w naszej ulubionej restauracji Firouz Cafe i wracamy do hotelu po bagaże. Taksówką jedziemy na dworzec autobusowy, o 14 ruszamy do Khoor (autobus zarezerwowaliśmy po drodze do hotelu w Isfahanie, gdyż jest tylko jeden dziennie).
Jeśli wybieramy się do Mesr/Garmeh/Farahzad: Autobus z Isfahanu do Khoor jedzie o 14:00, z Yazd do Khoor o 13:30 a z Khoor do Yazd tylko o 7:00 rano.
Odjeżdżamy punktualnie o 14:00, po drodze kierowca zatrzymuje się tylko dwa razy na króciótkie przerwy aby wysadzić pasażerów. W czasie drogi włącza klimatyzację, robi się na tyle chłodno, że zakładam bluzę, gdy widzą to inni pasażerowie każą ją kierowcy wyłączyć. Dalszą drogę pokonujemy w upale. Do Khoor docieramy przed 20:00 wieczorem.
Tutaj czeka już na nas kierowca z naszego pensjonatu w Mesr i po niecałej godzinie docieramy do Rohab Guest House w Mesr. Po przyjeździe zostajemy zaproszeni na pyszną, gorącą kolację i herbatę. Nie spodziewaliśmy się tak miłego i ciepłego powitania i zatroszczenia się o nas. Pensjonat jest cudowny, bardzo rodzinny i klimatyczny.
Oprócz nas spotykamy tutaj dwoje turystów z Czech więc do późnego wieczora opowiadamy sobie o podrózach i miejscach wartych zobaczenia. Przed spaniem zwiedzamy jeszcze okolicę, co zajmuje nam niecałe 5 minut, cała wioska to jedna ulica i kilkanaście domów. Zaraz za wioską rozciągają się wydmy. Jest cudownie.
Wieczorem przychodzi do nas Ali, który pomaga właścicielowi w prowadzeniu pensjonatu, ustalamy wspólnie plan na kolejne dni naszego pobytu na pustyni.
12.04 Mesr - pustynia
Po śniadaniu spacerujemy po wydmach i po okolicy, wioska i widoki są przepiękne, od razu zakochuję się w tym miejscu. W jednej z zagród widzimy nowo narodzonego wielbłąda, który próbuje stawiać swoje pierwsze kroki.
Po wczesnym obiedzie ruszamy na wycieczkę, która obejmuje takie miejsca jak: Kale Kelagh, oazę Aroosan, Kooreh gaz i Koohe jen (łącznie ponad 150 km off road). Trasa biegnie przez totalnie dziką pustynię, gdzie przez cały dzień nie spotykamy żadnego auta, nikogo za wyjątkiem oazy Aroosha gdzie w wiosce odciętej od świata i elektryczności miejszkają 3 osoby. Pustynia zmienia się z każdym kilometrem z piaszczystą w kamienistą z wydmami i z górami. Jest przepiękna. Po drodze widzimy również dzikie wielbłądy.
Przed zachodem słońca docieramy do Koohe jen gór skąd rozciąga się majestatyczny widok. Tutaj rozbijamy obóz i zostajemy na noc. Nic tak nie smakuje jak herbata ugotowana w ognisku i kolacja zjedzona przy dźwiekach zasypiającej pustyni.
13.04 Pustynia -Mesr
Rano pijemy gorącą herbatkę, rozgrzewamy się chwilę przy ognisku i pakujemy obóz. Do Mesr docieramy na poźne śniadanie (około 11) i idziemy przez wydmy do miejsca zwanego Neyzar (podobno czasem można tu spotkac dzikie wielbłądy, które przychodza sie tu napić). Jest bardzo gorąco ale pustynia jest piękna, wydawałoby się, że nie ma tu życia a po chwili widzimy piękne kwiaty i liczne jaszczurki.
Po około 3 godzinach spaceru wracamy wykończeni upałem do pensjonatu i odpoczywamy. Około 18 Ali zabiera nas do Takhte Abbasi na zachód słońca skąd rozciąga się cudowny widok na morze wydm sięgajace aż po horyzont. Po zachodzie słońca udajemy się do Khoor, zostajemy zaproszeni na urodziny żony właściciela pensjonatu. Zjeżdża się cała rodzina, jest tort, słodycze oraz pyszna, tradycyjna kolacja spożywana na dywanie.
Spędzamy naprawdę miło ten czas, do pensjonatu wracamy dopiero okolo 1 w nocy.
14.04. Mesr-Khoor - Garmeh- Bayazeh - Kharanaq - Chak Chak - Yazd
Dzisiejszy dzień mieliśmy spędzić jeszcze na zwiedzaniu okolicznych wiosek i wyjechać jutro rano do Yazd ale Ali zaproponował nam przejazd autem z Mesr do Yazd zwiedzając po drodze słone jezioro koło Khoor, oazę Garmeh (ktorą bardzo chciałam zobaczyć), wioskę Bayazeh a przed Yazdem, Kharanaq i Chak Chak, kierowcą miał być kuzyn właściciela , który wybierał się do Yazd. Cena 100$ za dwie osoby. Nie zastanawialiśmy się ani chwilkę i ustaliliśmy, że wyjeżdżamy po śniadaniu.
Zaczynamy od słonego jeziora niedalego Khoor (ok 30 km od Khoor) , które jest największym tego typu jeziorem, słynie również z tego, że Irańczycy chętnie urządzają tu sobie pikniki a nawet imprezy co czyni to miejsce jedno z najczęściej odwiedzanych przez policje w okolicy:-).
Następnie jedziemy do Garmeh, które było moją rozterką pomiedzy tutejszą oaza i Mesr. Przyjeżdzając tutaj utwierdziłam się, w przekonaniu, że był to dobry wybór. Może Garmeh jest wiekszą oazą i zdecydowanie bardziej zieloną, pełną palm, naturalnych źródeł (w których można zafundować sobie spa z malutkimi rybkami), kwitnących kwiatów i oszałamiających zapachów choćby dzikiej roży (czego w ogóle nie uświadczymy w pustynnym miasteczku Mesr) ale jest też punktem częstych odwiedzin Irańczyków, którzy masowo podjeżdżają zapełnionymi autokarami. Wioska otoczona jest górami, skąd podobno (nie zdążyliśmy sprawdzić) roztacza się cudowny widok.
Wioska na pewno ma swój urok i jest piękna ale to właśnie Mesr skradło moje serce. Tak wyobrażałam sobie malutkie miasteczko (po Farahzad) ostatnie przed dziką, wielką pustynią.
Farahzad znajduje się 3 kilometry za Mesr i jest jeszcze mniejsze, równie piękne.
Dalej jedziemy do Bayazeh, wioski pośrodku pustyni słynącej głównie z zamku, w którym znajowało się ponad 700 pokoi przeznaczonych dla mieszkańców miasteczka. Zamek otoczony fosą był bezpieczny przed wszelkimi atakami. Póżniej mieszkańcy zaczęli budować własne domy i wyprowadzali się z zamku. Obecnie miasteczko stanowi swego rodzaju skansen, przechadzając się po wspaniałych domach wydaje się, że jeszcze wczoraj toczyło się tu życie. Każdy dom miał swój dziedziniec oraz pokoje wokół niego, łaźnie dla kobiet i mężczyzn oraz system kanałów.Z dachów domów rozciąga się piękny widok na pustynię.
W drodze do Yazd zatrzymujemy się w małej restauracji na pyszny obiadek i jedziemy dalej do Kharanaq, opuszczonej wioski. Warto pospacerować labiryntem ulic, licznymi tunelami, domami i zagubić się pośród wąskich uliczek . Znajduje się tu trzęsący minaret, meczet oraz stary most. Z dachów domów roztacza się magiczny widok na dolinę z kwitnacym właśnie drzewami, góry oraz maleńki meczet pomalowany w kolorach ziemi.
Kharanaq dzieli sie na dwie części stare Miasto (zupełnie opuszczone) oraz Nowe Miasto, w którym mieszka około 130 rodzin w domach z dostarczonym przez rząd prądem i wodą. Wioska licząca ponad 1000 lat jest jednym z najładniejszych miejsc i na pewno warta odwiedzenia.
Z Kharanaq jedziemy jeszcze do Chak Chak, zjeżdzając z głównej drogi zostajemy urzeczeni magicznym krajobrazem ciągnącym się do samej świątyni. Chak chak jest sanktuarium wyznawców zoroastryzmu, wewnatrz którego płonie stale podtrzymywany święty ogień. Chak chak jest miejscem pielgrzymek dla wyznawców zoroastryzmu z całego świata. Do świątyni prowadzi dośc strome podejście ale widok wart jest zachodu.
Do Yazd docieramy już późnym wieczorem i zostajemy w Friendly Hotel, niestety na kolejne noce nie ma wolnych miejsc więc zostawiamy plecaki i idziemy rozgladnąć się za noclegiem. Prawie wszystkie hotele są albo zajęte albo ceny siegaja 80 $ za pokój. W końcu trafiamy do nowootwartego hotelu Qanat i po negocjacjach udaje nam się zarezerwować pokój za 30$ (zamiast 50$).
15.04 Yazd
Zwiedzanie jednego z najstarszych miast na świecie rozpoczynamy od meczetu Bogheh-ye Sayyed a dalej idziemy do Masjed - e Jameh. W ciagu dnia obowiązuje opłata wstępu ale póxnym popołudniem i wieczorem męczet jest otwarty dla wszystkich za darmo. Miasteczko jest dość małe i przyjemne i w zasadzie większość najważniejszych miejsc można zobaczyć idąc pieszo. Krążąc starym miastem dochodzimy do kompleksu Amir Chekhmag oraz do świątyni Ognia, niestety zmienione zostały godziny otwarcia (czynne dopiero od 16:30 do 20:30), postanawiamy nie czekać dwie godziny i jedziemy do ogrodów Doulat Abad.
Godziny otwarcia świątyni:
Jedyne zielone miejsce w mieście pachnie nieziemsko kwitnącymi właśnie drzewkami pomarańczy, w kawiarence zostajemy na herbacie i odpoczywamy od upału. Najwieksza atrakcją ogrodów jest mierzacy 33 metry badgir co czyni go najwyższym na świecie. Całe miasto słynie z badgirów czyli wiatrołapów stanowiących rodzaj klimatyzacji dla posczególnych budynków. Badgiry najlepiej zobaczyć z dachu budynku (tu z hotelu Kohan):
Na późny obiad udajemy się do hotelu Silk, gdzie jemy pyszne Kashk o bademjun (bakłażan w warzywnym sosie) oraz khorak e bademjum (bakłażan z pomidorami i czosnkiem). Jedzenie jest bardzo smaczne a za całość ( z ryżem z szafranem i berberysem i napojami oraz zupą) płacimy niecałe 10 $.
W
Wieczorem odwiedzamy bazar i gubimy się w krętych uliczkach starego, pięknego miasta.
16.04 Yazd - Saryazd - Wieże Milczenia
Po śniadaniu jedziemy do Saryazd , zwiedzamy carawansarai i zamek. Ten wspaniały, stary zamek był kiedyś największym i nastarszym sejfem używanym do ochrony ziarna, biżuterii i innych cennych przedmiotów. Kryje w sobie liczne labirynty, korytarze oraz 480 pokoi. Jeśli mamy trochę więcej czasu w Yazd warto tu zaglądnąc, tym bardziej, że droga zajmuje około 45 minut.
Z Saryazd jedziemy do Wież Milczenia. Samo miejsce może nie jest zbyt atrakcyjne ale biorąc pod uwagę historię i znaczenie Wież Milczenia w kulturze zoroastryzmy robi na nas ogromne wrażenie. Wieże Milczenia to dwie okragłe budowle, w których wyznawcy zoroastryzmu tutaj pozostawiali zwłoki swoich bliskich na żer ptaków. Według wierzeń ciało po smierci staje się nieczyste, aby nie skazić ziemi oddawano je do wieży, które zawsze znajdowały sie daleko od ludzkich zabudowań. Na teren wieży wstęp miał tylko grabarz zwany nasselar. Pozostawał już na zawsze w tym miejscu i nigdy nie mógł wrócić do swojej wioski, był nieczysty tak samo jak ciała w momencie śmierci. Grabarz wciagał martwe ciała na sama górę wieży, w najbardziej zewnętrznym kregu układane były ciała mężczyzn, nastepnie kobiet a najbliżej ossuarium (głeboki dół) ciała dzieci. Pozostawione zwłoki zostawały pozostawione na żer ptaków. Grabarz codziennie informował rodzinę o tym co dzieje się z ciałem bliskich, wierzono, że gdy sępy najpierw wydziubały lewe oko dusza pójdzie do piekla, gdy prawe oko do nieba. Po upływie około roku kości zmarłych zostawwały wrzucane do dołu i przysypywane wapnem.
Myślę, ze będąc w Yazd Wieże Milczenia są obowiązkowym punktem zwiedzania.
Do miasta wracamy popołudniu, obiad jemy w hotelu Silk i wieczór spędzamy zwiedzając jeszcze raz pieknie oświetlony Meczet (o tej porze pieknie oświetlony), robimy również zakupy (głównie przyprawy) na bazarze (chociaż lepszym miejscem szczególnie na zakup pamiątek jest zdecydowanie Isfahan).
17.04 Yazd - Teheran -Istambuł - Praga
Ostatni czas w Iranie spędzamy na szwędaniu sie po uliczkach starego miasta i obserwowaniu życia mieszkańców. Jemy wczesny obiad i jedziemy na stację kolejową gdzie przed internet wykupiliśmy bilet powrotny do Teheranu.
Podczas drogi rozmawiamy z żołnierzem wracajacym na przepustke do domu. Okazuje sie, ze słuzba wojskowa jest tak samo obowiązkowa dla wszystkich mężczyzn jak jeszcze nie dawno było w naszym kraju. Tutaj jednak powołanie do wojska można dostać nawet w czasie studiów lub zaraz po nich co powoduje 2-letnią przerwę w edukacji lub zaraz po niej.
Dowiadujemy się również, że w ostatnich czasach wzrosła ilość rozwodów w Iranie spowodowana brakiem mozliwośći lepszego poznania się przyszlych małżonków. Gdy młodzi ludzie spotykają sie przez okres 3-5 miesięcy często rodzice naciskają już na ślub, co w późniejszym czasie często doprowadza do rozczarowań i rozstań. Podobno tendencje się powoli zmieniają i młodzi ludzie nie ulegają już tak czesto rodzicom i staraja się "chodzić ze sobą" przez dłuższy czas tak, aby lepiej się poznać i wtedy dopiero zdecydować o wspólnym zyciu lub roztsaniu jeszcze zanim wezmą ślub. Dla Irańczyków Europa to jak kraj miodem i mlekiem płynący i każdy chce tu przyjechać:-). Dzieki wspólnym rozmowom podróż minęła nam w ekspresowym tempie. Z dworca bierzemy taksówkę na lotnisko (około 20 $) skąd przez Istambuł lecimy do Pragi.
Copyright ©2024 Globtroterzy
Designed by Aeronstudio™